Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Wypędzeni z gdańskiej kamienicy

Treść

Niemieccy spadkobiercy byłych niemieckich właścicieli kamienicy przy ul. Polanki 58 w Gdańsku, m.in. Chrystian i Lizelotte Lindhoff, mają powody do zadowolenia. Za nimi jest już wygrany proces z 2007 r. o zwrot nieruchomości. Teraz Sąd Apelacyjny w Gdańsku rozpatruje jedynie warunki, na jakich ma się odbyć procedura jej przejęcia. Wyrok zapadnie 30 grudnia 2009 roku.

Sprawa ma swój początek w 1977 r., kiedy to dotychczasowy właściciel kamienicy uznał, że nie jest w stanie utrzymać budynku. Decyzją władz miasta Gdańska nieruchomość została przejęta w zarząd państwowy z uwagi na fakt porzucenia przez administratora prywatnego. Problem w tym, że nie dopełniono wówczas formalności, co - jak się później okazało - ułatwiło dochodzenie praw do kamienicy niemieckim spadkobiercom powołującym się na zapis w księgach wieczystych. - Jednak był zarządca kamienicy, ale było również pismo byłego właściciela, który pisał do gminy, aby uregulować kwestie formalne, gdyż zrzeka się tej nieruchomości. Niestety państwo - w tym wypadku gmina - tego nie wykonało. Wobec tego wszystkie niedoróbki, niedociągnięcia i niedopełnione formalności zrzuca się obecnie na barki mieszkańców domu - mówi senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk (PiS), prezes Powiernictwa Polskiego.
Władze Gdańska i Skarb Państwa w związku z planowanym zwrotem budynku wniosły apelację o zwrot kosztów poniesionych w wyniku długoletniej eksploatacji budynku. Dołączyli do niej lokatorzy w charakterze tzw. interwentów ubocznych, powołując się m.in. na przeprowadzane z własnych środków remonty. - Zwróciliśmy się z wnioskiem, by sąd dopuścił biegłych rzeczoznawców, którzy wycenią wartość nakładów, jakie gmina i poszczególni lokatorzy poczynili na rzecz tej nieruchomości. Na tej podstawie chcemy, żeby sąd zatrzymał jej wydanie do czasu, kiedy druga strona ureguluje kwoty określone przez biegłych - mówi mec. Joanna Winiecka, pełnomocnik lokatorów.
Sąd Apelacyjny w Gdańsku nie przychylił się do tego wniosku. Nie znaczy to jednak, że kwestia rozliczenia na rzecz gminy i lokatorów zostanie pominięta w wyroku.
- Obecnie sprawa toczy się w tym kierunku, że będziemy zostawieni przez gminę poza prawem. Oznacza to, że nic nam nie pozostanie. Nawet zapewnienia Pawła Adamowicza, prezydenta miasta Gdańska, czy władz gminy są dosyć mgliste i nieskładane w formie pisemnej. Nasz problem będzie rozwiązywany, kiedy zostaniemy wyeksmitowani. Czyli jak w przypadku mojego sąsiada, który ma 56 lat i urodził się w tym domu, trzeba będzie zaczynać życie od nowa - martwi się Jacek Maciejewicz, jeden z mieszkańców kamienicy. Przypomina, że siedemnaście lat temu zamienił się na obecne mieszkanie za pośrednictwem jedynego funkcjonującego w tamtych czasach Biura Zamiany Mieszkań Komunalnych. - Mam skierowanie do zamiany na ten lokal, które przeszło przez ręce urzędników gminy. Natomiast teraz prezydent skwitował moją sytuację słowami: "Ma pan pecha". Istnieje niebezpieczeństwo, że nikt nam nie zwróci poniesionych nakładów związanych z bieżącymi i gruntownymi remontami i modernizacjami budynku. Oczekujemy od włodarzy miasta ludzkiego podejścia do problemu i zapewnienia jakichś godziwych warunków dalszego życia - dodaje Maciejewicz.
Jacek Dytkowski
"Nasz Dziennik" 2009-12-18

Autor: wa