Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Siedem ustaw minister Kopacz nadaje się do kosza

Treść

Z Tomaszem Korkoszem, rzecznikiem Naczelnej Izby Lekarskiej, rozmawia Izabela Borańska Jak Naczelna Izba Lekarska ocenia prace "białego szczytu"? - Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Konstanty Radziwiłł oraz pani wiceprezes dr Anna Lella podpisali się pod rekomendacjami "białego szczytu", uczestniczyliśmy w tych dwumiesięcznych obradach i wiele z postulatów, z którymi na "biały szczyt" poszliśmy, zostało uwzględnionych. Niestety, kilka bardzo ważnych nie zostało wziętych pod uwagę, nawet spośród tych uwzględnionych większość była brana pod uwagę tylko hasłowo. Ale rozumiemy, że taka jest tego forma. Kwestią najważniejszą w tym wszystkim jest to, w jaki sposób te rekomendacje teraz przełożą się na konkretne zapisy ustawowe - to jest najistotniejszy problem, przed którym stoi rząd i całe środowisko służby zdrowia. Rekomendacji nie podpisały związki zawodowe lekarzy i pielęgniarek oraz "Solidarność". Państwa stanowiska tak bardzo się od siebie różnią? - Nie. Bardzo często się nie różnią. Czasami może różnią się szczegółami. Nie odpowiem, dlaczego związki zawodowe i "Solidarność" nie podpisały rekomendacji. Z rozmów kuluarowych wynika, że oni się nad tym zastanawiają, zresztą organizatorzy "białego szczytu" pozostawili jeszcze kilka dni na zastanowienie i można jeszcze w ciągu kilku dni te rekomendacje podpisać. Nie wiem, jaka będzie autonomiczna decyzja związków. Skoro ich nie podpisali, to pewnie nie są nimi do końca usatysfakcjonowani. Ministerstwo Zdrowia planuje uszczelnienie systemu poprzez wprowadzenie do gabinetów lekarskich kas fiskalnych. - Pomysł wprowadzenia kas fiskalnych nie jest nowy. Od czasu do czasu ministerstwo próbuje lekarzy tym pomysłem postraszyć. My to traktujemy właśnie na zasadzie nie do końca przemyślanego straszaka. Do tej pory to nie zostało wprowadzone i mamy nadzieję, że nie zostanie wprowadzone, bo to jest zdecydowanie zły pomysł. Trzeba raczej mówić o wprowadzeniu 0 proc. VAT na usługi medyczne, a nie zajmować się nieprzemyślanymi pomysłami. Groźba strajków nadal jest realna, pielęgniarki mówią, że nie mogą być niczego pewne. Lekarze są na tyle usatysfakcjonowani efektami ustaleń "białego szczytu", że nie będą już strajkować? Bo przecież tak naprawdę te najważniejsze dla nich postulaty, jak np. o podwyższeniu płac czy uregulowaniu czasu pracy wcale nie zostały uregulowane... - Tak, to co pani przypomniała, czyli uregulowania w kwestiach płacowych, to jeden z najważniejszych argumentów, z którymi szliśmy na obrady "białego szczytu" i muszę z przykrością stwierdzić, że ten problem nie został poruszony. Trzeba o tych sprawach mówić, ale i coś konkretnego w tym względzie zrobić. Na "białym szczycie" nie znalazły się żadne rekomendacje w tym względzie. To, według nas, bardzo niedobrze. Te regulacje są konieczne. Dlaczego? - W naszej opinii, ze względów czysto politycznych. Strajki są winą systemu. Jest za małe finansowanie. Nie da się namówić lekarzy do pracy ponad 48 godzin, które gwarantuje im kodeks pracy, za niegodziwe pieniądze. Jeśli chcemy, żeby lekarze pracowali więcej i dłużej, to musimy im za to więcej zapłacić. W dokumencie podsumowującym rekomendacje jest wprowadzenie niewielkich dopłat za część gwarantowanych świadczeń zdrowotnych oraz za tzw. świadczenia towarzyszące, czyli koszty zakwaterowania w szpitalu i wyżywienia pacjentów. - Wprowadzenie systemu minimalnych dopłat tylko do niektórych świadczeń nie zasili sytemu dodatkowymi pieniędzmi, bo te pieniądze, które można uzyskać w ten sposób jakby w globalnej sumie na zdrowie, to są bardzo niewielkie sumy, nikłe. Tu chodzi przede wszystkim o racjonalne korzystanie ze świadczeń. I w tym kontekście chcieliśmy, żeby te dopłaty zostały wprowadzone. Oczywiście z całą możliwą osłoną dla osób, które po prostu nie będą w stanie zapłacić, i o tym też od początku była mowa. Osobom, które nie są w stanie zapłacić nawet tych kilku złotych za dane świadczenie, państwo powinno zapewnić zwrot tych pieniędzy. To nie jest na pewno wymierzone w ubogich pacjentów. Ale z drugiej strony, nie możemy konstruować systemu opieki zdrowotnej tylko pod pacjentów ubogich, bo wiemy, że w społeczeństwie są ubodzy i dla nich państwo musi jakoś te pieniądze zarezerwować, ale są też osoby normalnie zarabiające, które stać będzie na te kilka złotych. Poza tym wspomniała pani o płaceniu za tak zwane usługi hotelowe w szpitalu. Wydaje się, że oczywiście powinna być taka opłata, bo każda osoba, która mieszka w swoim domu, ponosi opłaty z tego tytułu, tak? Płaci za wodę, za ogrzewanie, jedzenie. Więc dlaczego idąc do szpitala, ma być z tego zwolniona? Koszt obsługi hotelowej w szpitalu dla chorych to średnio 10 proc. jego budżetu, czyli bardzo dużo. I dlatego uważamy, że to jest sprawiedliwe, jeśli ktoś idzie do szpitala i za leczenie płaci państwo ze składek, które wcześniej płaci pacjent. Ale za dodatkowe rzeczy, jak np. wyżywienie, to, że jest pościel zmieniana codziennie, że ma się pokój jednoosobowy z łazienką i telewizor - za takie rzeczy pacjenci powinni płacić dodatkowo. Nie mówię, że to musi być w stu procentach ponoszony koszt tego, co szpital wyliczy, ale w jakimś stopniu - jak najbardziej. "Biały szczyt" zakończył już swoje prace? Co dalej? - Są rekomendacje i przechodzimy z nimi do najważniejszego punktu "białego szczytu", tzn. do implementacji tych uwag, które przedstawiliśmy i zapisanie ich językiem ustaw i rozporządzeń. Teraz zacznie się najważniejsza praca, na to czekamy. Oczywiście, warto wspomnieć, że są w tej chwili te projekty poselskie ustaw w Sejmie, ale NIL, tak samo jak wiele innych podmiotów społecznych działających na tym rynku, jest zdania, że nadają się one tylko i wyłącznie do kosza. Praca nad nimi jest bezsensowna, ponieważ w gronie polityków - z całym szacunkiem dla nich - bardzo trudno jest poprawić ustawy regulujące tak bardzo specyficzny sektor, jakim jest ochrona zdrowia. Teraz powinni usiąść specjaliści i prawnicy i napisać je od nowa, zgodnie z rekomendacjami "białego szczytu". Tylko jaka jest szansa, że tak się stanie? - No więc z tego, co słyszymy, to niestety, żadna... Wczoraj pan premier i pani minister Kopacz powiedzieli, że będą prace nad tymi ustawami. Ale w tej chwili w Sejmie jest siedem tych ustaw, wczoraj posłowie z Komisji Zdrowia wypowiadali się, że po prostu trzeba by zamknąć tę komisję na miesiąc w jakimś cichym, ustronnym miejscu i pozwolić, żeby oni nad tym wszystkim popracowali. Ale poprawienie tych ustaw jest po prostu całkowicie nieefektywne. Rozmawiałam na temat tych siedmiu ustaw z posłem Piechą i podobno pani minister Kopacz nawet się pod nimi nie podpisała, więc tak naprawdę nie wiadomo, czyje one są... - Dokładnie, sytuacja z tymi ustawami jest kuriozalna. Po pierwsze, nie podpisała się pod nimi ani minister Kopacz, ani pan wiceminister Grzegorek, gdzie oboje są członkami parlamentu. Podpisani są tam posłowie, którzy - z całym szacunkiem dla nich - ale niekoniecznie znają się na systemie ochrony zdrowia. One nie mają nawet nadanego numeru druku sejmowego! Ich status w Sejmie jest nie wiadomo jaki. W sumie, rozmawiamy teraz o czymś, co jest w dużej mierze po prostu wirtualne. A myśmy bardzo dokładnie te ustawy przeczytali i, w naszej ocenie, to są po prostu buble prawne. Ale przecież na tych projektach ustaw miała się opierać cała praca "białego szczytu". - No tak, ale na szczęście zostało to zahamowane przez prof. Safjana, który stwierdził po prostu, że "biały szczyt" nie jest powołany po to, żeby opiniować ustawy, tylko żeby wypracować zasadnicze kierunki zmian systemowych. To akurat uważamy za sensowne. A te ustawy nadają się tylko do kosza. A może właśnie o to chodziło, żeby zająć uczestników "białego szczytu" pracą nad czymś, co nie miało sensu, nad ustawami, które praktycznie nie istnieją? - To jest pani opinia. Bardzo chciałbym wierzyć, że ona jest nieprawdziwa... Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-03-22

Autor: wa