Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Schetyna odzyskuje pole

Treść

Premier Donald Tusk obiecywał po odwołaniu w październiku kilku ministrów ze swojego rządu, że więcej zmian kadrowych w Radzie Ministrów już nie będzie. Minęły zaledwie dwa miesiące i okazuje się, że fotel ministra straci Maciej Nowicki, szef resortu środowiska. Z naszych informacji wynika, że o losie Nowickiego przesądził tak naprawdę Grzegorz Schetyna, który przy pomocy swoich politycznych przyjaciół chce w ten sposób odzyskać wpływy i pozycję w Platformie.
- To prawda, że premier Donald Tusk był często niezadowolony z prac Ministerstwa Środowiska, były zastrzeżenia dotyczące choćby wykorzystywania funduszy unijnych, ale mógł go przecież odwołać dużo wcześniej - mówi nam jeden z posłów Platformy Obywatelskiej. - Nie zrobił tego, ale teraz nie ma odwrotu, tym bardziej że minister Nowicki padł ofiarą wewnętrznych rozgrywek w naszej partii - podkreśla.
Maciej Nowicki nie jest członkiem PO, trafił do rządu jako znany w świecie naukowiec i ekspert z dziedziny ochrony środowiska. Jest publiczną tajemnicą, że za nominacją dla Nowickiego stał były premier Jan Krzysztof Bielecki. To w jego rządzie (1991 r.) Maciej Nowicki był ministrem ochrony środowiska i Bielecki bardzo go ceni. Od początku jednak faktyczną władzę w ministerstwie starał się przejąć wiceminister Stanisław Gawłowski, poseł PO, uważany za osobę z frakcji szefa klubu Platformy Grzegorza Schetyny. To "rozpychanie się" Gawłowskiego w resorcie środowiska wywoływało protesty Nowickiego, ale okazały się one bezskuteczne i zmęczony minister podał się po rozmowie z premierem Tuskiem do dymisji. Ma go zastąpić wiceminister Stanisław Gawłowski, co zasugerował poseł Sławomir Nitras, szef PO w regionie zachodniopomorskim. Z tego regionu posłem jest też wiceminister środowiska.
- Gawłowski miał silne wsparcie Schetyny, inaczej nie odważyłby się na "wysadzenie" Macieja Nowickiego - podkreśla inny z posłów Platformy Obywatelskiej. Grzegorz Schetyna ma w tym swój interes, bo w ten sposób próbuje odzyskać przynajmniej część wpływów w partii, które utracił po dymisji z rządu. Doprowadzając do zmiany w ministerstwie, szef klubu PO udowadnia, po pierwsze, że nadal powinno się go uważać za "pierwszego kadrowego"; po drugie, pokazuje, że Tusk nadal musi się z nim liczyć, choć wydawało się, że premier po wyrzuceniu z rządu Schetyny zdobył pełnię władzy w PO i jest jej jedynym rozgrywającym.
- Grzegorz Schetyna reprezentuje aparat partyjny, który wcale nie życzy sobie, aby być tylko wykonawcą woli Tuska. Aparat też ma swoje interesy, a premier wie, że ewentualny konflikt z partyjnymi dołami mógłby osłabić Platformę, co byłoby niekorzystne przed wyborami prezydenckimi, samorządowymi i parlamentarnymi. Dlatego wolał teraz ustąpić i pozbyć się prof. Macieja Nowickiego, bo to nic go politycznie nie kosztuje - usłyszeliśmy od członka władz krajowych PO. Jego zdaniem, także "wypuszczenie" informacji o dymisji Nowickiego do "Wprost", tuż przed szczytem klimatycznym w Kopenhadze, gdzie minister jest szefem naszej delegacji, leżało w interesie Grzegorza Schetyny. Bo premier i jego rzecznik Paweł Graś zostali postawieni w niezręcznej sytuacji, gdy musieli się tłumaczyć z dymisji, która miała zostać formalnie ogłoszona nieco później.
Nasi rozmówcy z PO są przekonani, że w partii i klubie wkrótce rozpocznie się ostra walka o wpływy przed wiosennym zjazdem krajowym, który poprzedzą zebrania regionalne. To będzie praktycznie ostatnia szansa na to, aby Schetyna mógł jeszcze powalczyć o fotel premiera po Tusku albo przeforsować na to stanowisko innego z liderów Platformy, z którym zawiązałby sojusz.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2009-12-08

Autor: wa