Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Polskie szkoły pod kreską

Treść

Kłopoty polskich szkół na Białorusi relacjonował posłom Stefan Wiśniowski z Fundacji Kresy-Syberia (FOT. M. MAREK)

Polskie szkoły w Wołkowysku i Grodnie nie otrzymują koniecznego wsparcia materialnego. Nowe zasady, jakie wprowadził rząd, szwankują, a do tego władze Białorusi chcą po cichu wprowadzić do placówek białoruski język wykładowy.

Szkoły w Wołkowysku i Grodnie nie dostają wsparcia, które gwarantowałoby im dostęp do pomocy naukowych i podręczników.

Dotąd pomoc kierowało do nich Warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodna. Jednak po odebraniu Senatowi możliwości rozdziału środków na pomoc Polakom na Wschodzie i przekazaniu tych kompetencji MSZ pomoc nie jest wystarczająca lub w ogóle nie dociera do zainteresowanych. Upadają również podmioty, które zajmowały się jej przekazywaniem.

Szkoła średnia w Wołkowysku to jedna z dwóch polskich placówek oświatowych na Białorusi, druga szkoła podstawowa mieści się w Grodnie. Od lat wspiera je Warszawskie Towarzystwo Przyjaciół Wilna i Grodna. Podczas wtorkowego posiedzenia senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za granicą Lesław Skinder z Towarzystwa przypomniał, ze rokrocznie przygotowuje ono „Wyprawkę dla pierwszaka” – tornistry z pełnym wyposażeniem dla maluchów idących do zerówki i I klasy oraz „Niezbędnik”, a więc wyposażanie szkół w pomoce dydaktyczne, artykuły sportowe, świetlicowe, książki, w tym lektury zgodne z zapotrzebowaniem szkół.

Fundacja organizuje też akcję „Pełny brzuszek” – projekt zakładający cykliczne dostawy do szkół trwałej żywności. Dofinansowanie dożywiania przez samorządy jest niewystarczające w stosunku do potrzeb. Inny projekt „Czysta szkoła” zakłada cykliczne dostawy do szkół niezbędnych środków czystości, aby odciążyć ich skromne budżety i pozwolić na skupienie się na nauczaniu. Jednak, jak mówił Jerzy Januszewski, prezes Zarządu WTPWiG, sytuacja polskich szkół jest coraz gorsza.

– Co roku organizowaliśmy im wycieczki do Polski, ale od kiedy pieniądze na pomoc Polakom za granicą przejęło MSZ, to pieniądze te możemy najwyżej powąchać i wycieczek nie ma – tłumaczył Januszewski. – Stanęliśmy przed dylematem, czy działać jeszcze rok czy dwa, bo kończą się nam pieniądze. Kończą się pieniądze, które dostaliśmy z Senatu, a zarządzający nimi departament MSZ nie czuje sprawy i działa tak jak carski urzędnik: jak we wniosku jest błąd, to po prostu go odwalają – mówił z rozżaleniem.

Na pomoc rządowi ruszyła oczywiście senator Barbara Borys-Damięcka (PO), która pouczała działaczy, że MEN posiada podręczniki, które może nieodpłatnie przekazywać. Tylko nie wiadomo, dlaczego tak się nie dzieje. – Do końca września należy się po nie zgłaszać. MEN przekazało 10 mln zł właśnie na pomoc szkolnictwu zagranicznemu – tłumaczyła senator.

Janina Sagatowska (PiS) sprostowała te informacje. – Za każdym razem zderzamy się z tym, że ministerstwa mówią, że wszystko jest cudownie i w porządku, tymczasem ludzie, którzy walczą o trwanie Polaków przy Polsce, mówią co innego. Wszystko to dzieje się od czasu, gdy MSZ ma te pieniądze w swojej gestii, jest gorzej i coraz gorzej. Zawsze mam takie wrażenie, gdy słucham opinii tych działaczy – mówiła senator, podkreślając, że problem ten dotyczy polskich mediów na Wschodzie czy polonijnego uniwersytetu w Londynie.

Sagatowska przypomniała, że jest coraz mniej osób, które wszystkimi siłami chcą wspierać Polaków na Wschodzie. Joanna Kozińska-Frybes z Departamentu Współpracy z Polakami za Granicą MSZ zapewniała jednak, że pomysł wspierania organizacji raz na dwa lata się sprawdza.

– Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie tenże konkurs wygrała. W jej gestii jest 1,3 mln zł i program ten obejmuje około 11 tys. dzieci w szkołach – tłumaczyła, zapewniając, że Fundacja zapewnia również dostęp do podręczników. Wyjaśniała też, że liczba polskich nauczycieli na Białorusi zmniejszyła się, ponieważ strona białoruska nie wydaje wystarczającej liczby wiz.

Przypomnijmy, że podstawowym celem Związku Polaków na Białorusi była odbudowa polskiego szkolnictwa z polskim językiem wykładowym. Trudne rozmowy z Mińskiem trwają od 1992 roku.

Szkoła w Grodnie pęka w szwach, uczy się w niej około 500 dzieci. Władze białoruskie ograniczają ilość dzieci w klasach do 25 osób. Jednocześnie szkoła nie przyjmuje w swoje mury wszystkich chętnych – relacjonowali działacze WTPWiG. W placówkach realizowany jest program białoruski, ale przedmioty nauczane są w języku polskim. Dodatkowymi językami są: białoruski, rosyjski i angielski.

Poziom w polskich szkołach jest wysoki, uczniowie zdobywają w nich wszelkie możliwe nagrody. Przy szkole w Grodnie działa też 50-osobowa polska drużyna harcerska. Jednak w ostatnich tygodniach powróciło inne zagrożenie. Jeśli parlament białoruski uchwali przygotowaną przez ministerstwo edukacji Republiki Białorusi nowelizację kodeksu Republiki Białorusi „O edukacji”, polskie szkolnictwo może ulec likwidacji. Z projektu nowelizacji kodeksu wynika, iż resort chce, by w szkołach mniejszości narodowych nauczanie przedmiotów: historia Białorusi, historia powszechna, wiedza o społeczeństwie, geografia oraz człowiek i świat, odbywało się w jednym z języków państwowych Białorusi, czyli po białorusku lub rosyjsku. Listę przedmiotów, których nauczanie powinno odbywać się w języku państwowym, można by –według projektu – poszerzyć „zgodnie z życzeniem uczniów i ich przedstawicieli prawnych decyzją miejscowego organu wykonawczego i regulacyjnego”. Jak tłumaczyli przedstawiciele Związku Polaków na Białorusi, oznacza to, że wedle własnego widzimisię władze Wołkowyska i Grodna będą mogły w każdej chwili zmienić polskie szkoły w szkoły rosyjsko- bądź białoruskojęzyczne. Już dwa lata temu, w 2012 r., władze Grodna chciały wprowadzić do polskiej szkoły klasy rosyjskojęzyczne i tylko dzięki protestom ZPB i rodziców udało się temu zapobiec.

Maciej Walaszczyk
Nasz Dziennik, 25 września 2014

Autor: mj