Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Podwójna miara

Treść

Europoseł Marcin Libicki oraz posłowie Jan Filip Libicki i Jacek Tomczak opuścili szeregi PiS. Sprawa ma związek z wykluczeniem przez władze partii Marcina Libickiego ze startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego z listy PiS. Kierownictwo partii uznało, że europoseł, posądzany o współpracę z SB, nie będzie dla PiS dobrą wizytówką. Wykluczenie, argumentują Libiccy i Tomczak, to wysoka kara za mające dość słabe fundamenty oskarżenia, szczególnie że w podobnych dwóch przypadkach PiS nie zachowało się tak zdecydowanie. Dlatego oskarżają swoje byłe ugrupowanie o stosowanie podwójnych standardów. Pojawia się jednak pytanie: czy rezygnacja z kandydatury Libickiego nie była rugowaniem z partii kolejnego prawicowo-konserwatywnego polityka?
Niezrozumiała polityka personalna władz PiS oraz stosowanie nierównych standardów wobec swoich członków były powodem odejścia z partii europosła Marcina Libickiego, posłów Jana Filipa Libickiego i Jacka Tomczaka oraz trzech wielkopolskich samorządowców. Wczoraj politycy złożyli swoje legitymacje partyjne. Kością niezgody stała się rezygnacja PiS z wpisania jako lidera poznańskiej listy kandydatów do Parlamentu Europejskiego Marcina Libickiego. Europoseł został pomówiony o współpracę z SB i to - oficjalnie - zaważyło na decyzji PiS. To wykluczenie Libickiego wpisało się jednak w pewien ciąg zdarzeń, które doprowadziły do wyrugowania z partii kolejnych polityków prawicowo-konserwatywnych, o zdecydowanych poglądach na kwestie ochrony życia czy stosowania in vitro.
Wczoraj w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Marcin Libicki potwierdził, że oficjalną przyczyną wykluczenia go przez PiS z udziału w wyborach do Parlamentu Europejskiego były oszczerstwa kierowane pod jego adresem, dotyczące jego rzekomej współpracy z SB. Libicki zauważył, że według przedstawionych opinii historyków na temat zawartości dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej na jego temat, nie było żadnych podstaw do posądzania go o współpracę z komunistycznym aparatem bezpieczeństwa. - Uważam, że było to tylko narzędzie do pozbycia się mnie z listy. Nie sądzę, by obawy o ataki na PiS w związku z oszczerstwami rzucanymi w moim kierunku były uzasadnione i czy zrównoważyłyby one moją silną pozycję w Wielkopolsce - podkreślił. Marcin Libicki otrzymywał dotąd doskonałe oceny pracy w PE i zajmował czołowe pozycje w rankingach europosłów. Zauważył, że jego przypadek rodzi pytania, szczególnie gdy przyjrzeć się szerzej polityce personalnej PiS. - Trudno tu się nie zastanowić, dlaczego z list PiS znikają ludzie, którzy w rankingach europosłów zajęli 14. i 15. miejsce, tzn. Mieczysław Janowski (w efekcie wystartuje z listy PSL na Podkarpaciu) i Wojciech Roszkowski. Dlaczego stopniowo eliminowani są ludzie o takich poglądach jak wspomniani posłowie, jak Marek Jurek czy też ja sam - zauważył. Ponadto, w ocenie Marcina Libickiego, w PiS obowiązują różnorodne standardy, a dowodem na to ma być łagodny sposób postępowania wobec prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika, który, według IPN, został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB, czy też posła klubu PiS Bogusława Kowalskiego.
Cenią, ale nie zaufają
Wczoraj poseł Jarosław Zieliński, sekretarz generalny PiS, podkreślał, że jego partia nie chce, by szeregi PiS opuszczali zarówno Marcin Libicki, jak i poznańscy posłowie Jacek Tomczak i Jan Filip Libicki. - Mam nadzieję, że przemyślą sprawę przez święta i zmienią tę decyzję. Nie ma powodu, aby ją podejmowali - powiedział Zieliński. Jednak wczoraj rezygnację z członkostwa w PiS złożyli też radni miejscy z Poznania: Wojciech Wośkowiak i Norbert Napieraj, a także radny wielkopolskiego sejmiku wojewódzkiego Artur Różański. Zieliński, pytany o powody rezygnacji z kandydatury Marcina Libickiego, przyznał, że PiS nie mogło wziąć na siebie ciężaru oskarżeń i ataków medialnych związanych z rzekomą współpracą Libickiego z SB. Głosowanie miało odbyć się w trybie tajnym. - Decyzję podjęliśmy z wielkim bólem po kilkugodzinnej dyskusji - powiedział. W jego ocenie, decyzja ta nie była osądem zarzutów wobec Marcina Libickiego, a PiS wysoko ocenia jego działalność w Parlamencie Europejskim. Libicki mógłby wystartować, gdyby sąd oczyścił go z podejrzeń.
W efekcie zmian w okręgu wielkopolskim listę otwierać będzie Konrad Szymański, obecny europoseł PiS. On sam nie chciał komentować decyzji swojej partii. - Przyjąłem zasadę, że procesu selekcji kandydatów na listy wyborcze nie będę komentował publicznie. Przyjąłem propozycję PiS w sprawie kandydowania w Wielkopolsce także dlatego, że taką rekomendację przedstawił mi sam Marcin Libicki - podkreślił Szymański. Dodał, że do startu w Wielkopolsce namówił go sam Libicki, a cała sytuacja związana z kształtowaniem list wyborczych odbyła się w atmosferze porozumienia.
Decyzję komitetu politycznego w sprawie kształtu list wyborczych musi jeszcze zatwierdzić Rada Polityczna PiS. Zmiany są więc teoretycznie realne, gdyż odchodzący z PiS politycy nie wykluczyli powrotu w przypadku, gdy na czele poznańskiej listy znajdzie się Marcin Libicki. Ostateczne decyzje mają zapaść 18 kwietnia. Wszystko jednak wskazuje na to, że nic się nie zmieni, szczególnie że wczoraj prezes PiS zaznaczył, że decyzja w sprawie Libickiego jest ostateczna. - Są zasady, których my przestrzegamy i których nie możemy nie przestrzegać - powiedział Jarosław Kaczyński. Zaznaczył też, że "zasady te - wbrew temu, co się dzisiaj sugeruje - są przestrzegane wobec wszystkich".
Dbałość o wizerunek czy przebudowa?
W ocenie politologa dr. Witolda Landowskiego, cała sytuacja jest trudna, by jednoznacznie ją ocenić. I choć nie można wykluczyć, że PiS chce wyrugować ze swego grona osoby o poglądach konserwatywnych, to najbardziej prawdopodobną przyczyną rezygnacji z kandydatury Libickiego była obawa o wizerunek partii. - PiS kreuje się na partię krystalicznie czystą. W tym ugrupowaniu nie może być osób, na których leży chociażby cień podejrzenia o to, że miały coś wspólnego z SB - podkreślił. Jego zdaniem, władze PiS mogły się obawiać, że media liberalne, sprzyjające PO, podchwyciłyby temat i nagłośniły go, a tym samym cień padłby na partię Jarosława Kaczyńskiego. - Media byłyby bezlitosne. Być może chodziło tu o taką obawę. Tak więc, by uniknąć ataków na partię, poświęca się Libickiego - dodał Landowski. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że nie jest to pierwsza osoba w PiS o poglądach prawicowo-konserwatywnych, która została wykluczona, pojawiają się wątpliwości co do szczerości zamiarów partii. - Sprawę można różnie interpretować. Być może chodzi tu o rugowanie osób o zdecydowanych poglądach konserwatywnych, które mają jasny i jednoznacznie określony stosunek do ochrony życia ludzkiego i że celem jest tworzenie partii o profilu centroprawicowym - dodał.
W ocenie posła Artura Górskiego (PiS), ten ostatni scenariusz nie byłby korzystny dla partii. - W interesie PiS jest to, by była to partia światopoglądowo szeroka, także ze skrzydłem prawicowo-konserwatywnym - ocenił. Jego zdaniem, w polityce PiS nie dość że brakuje konsekwentnego działania, to po drodze "gubieni" są kolejni cenni politycy o poglądach konserwatywnych. - Być może komuś w PiS na tym zależy, aby to skrzydło było jak najsłabsze. Ja sam jestem w niekomfortowej sytuacji wobec tego, co się stało. Odchodzą z PiS moi ostatni starzy przyjaciele polityczni, prawdziwi polscy i europejscy konserwatyści - dodał. Artur Górski, odnosząc się do możliwości stosowania przez PiS asekuracyjnej polityki mającej uchronić partię przed medialnymi atakami, uznał, że być może w krótkiej perspektywie odsunięcie Libickiego rzeczywiście uchroni PiS. Jest to jednak myślenie krótkoterminowe. - W dłuższej perspektywie taka decyzja może wpłynąć na znaczące osłabienie PiS - dodał.
Publicysta Jan Maria Jackowski ocenia, że przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego w partiach odbywają się swoiste przetasowania wewnętrzne. - Również w PiS dostrzega się działanie polegające na tym, by wykorzystywać tzw. haki do bieżącej gry personalnej. Nie jest tajemnicą, że działalność pana posła Marcina Libickiego i jego pozycja na forum PE nie były w smak wszystkim eurodeputowanym PiS. Dla mnie argument teczkowy jest wyraźnym pretekstem do pozbycia się bardzo wartościowego posła do PE - mówi Jackowski. - Trzeba tu zauważyć, że z partii odchodzą kolejni cenni politycy, a retorsje dotyczą w sposób szczególny osób o wyraźnym profilu konserwatywno-narodowym - dodaje.
Marcin Austyn
"Nasz Dziennik" 2009-04-10

Autor: wa