Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Platforma wywiesza białą flagę nad stoczniami

Treść

Rząd przygotowuje scenariusz upadłości polskich stoczni. Zatrudnił firmę pijarowską i kancelarię doradczą, która programuje oprawę medialno-techniczną - twierdzą związkowcy. Wczorajsza sejmowa debata poświęcona sytuacji w przemyśle okrętowym była chyba pierwszym aktem tej strategii. Zamiast rzeczowego planu poprawy i ratowania tego, co się da, Platforma Obywatelska ograniczyła się do próby zrzucania całkowitej odpowiedzialności na rządy Prawa i Sprawiedliwości. Z bardzo ostrą reakcją stoczniowców spotkały się zapowiedzi ministra skarbu Aleksandra Grada dotyczące likwidacji pochylni Stoczni Gdańsk i sprzedaży nieruchomości spółki. - Stocznia nie będzie stocznią, jeśli nie będzie żadnego urządzenia do wodowania statków, jeśli nie będzie pochylni - skomentował to Karol Guzikiewicz, wiceszef "Solidarności" Stoczni Gdańsk. Jego zdaniem, chodzi o przejęcie majątku w centrum miasta. "Solidarność" chce prywatyzacji stoczni. 12 września kończy się termin dany przez Komisję Europejską na przygotowanie nowych planów restrukturyzacyjnych. Trwają rozmowy z inwestorami, ale podpisanej umowy ciągle nie ma. Minister Skarbu Państwa Aleksander Grad przedstawił wczoraj w Sejmie białą księgę prywatyzacji stoczni, z której ma wynikać, że odpowiedzialność za ich zły stan ponosi m.in. poprzedni rząd. Zdaniem Prawa i Sprawiedliwości, to klasyczny materiał propagandowy. Minister Aleksander Grad oskarżył rząd Jarosława Kaczyńskiego i byłego ministra skarbu Wojciecha Jasińskiego o niewłaściwe potraktowanie i odrzucenie oferty Fortis Banku, który chciał nabyć wszystkie trzy stocznie. Prezydium klubu Platformy Obywatelskiej zdecydowało, że złoży wniosek o postawienie Jasińskiego przed Trybunałem Stanu. Dziś wniosek ten ma trafić do marszałka Sejmu. Jasiński odrzucał wczoraj zarzuty Grada, twierdząc, że propozycję zakupu złożył nie Fortis Bank, tylko Fortis Intertrust z Holandii, poza tym była to oferta tzw. montażu finansowego, w który miały wejść także polskie banki, co nie dawało gwarancji bezpieczeństwa inwestycyjnego, ponieważ Komisja Europejska wymagała inwestora branżowego. - Oferta ta została potraktowana jak najbardziej poważnie. Fortis reprezentował potencjalnych inwestorów, ale nie branżowych. Bałem się, że w przypadku niedojścia do skutku rozmów będę pod ścianą, że inwestor zażąda stoczni za przysłowiową złotówkę. Takiego ryzyka nie mogłem podjąć, byłbym szkodnikiem - mówił wczoraj były minister Wojciech Jasiński. Grad powiedział, że rozmowy z Fortis się toczą, jednak jest mało prawdopodobne, aby inwestor zdążył do przyszłego tygodnia przygotować wiążącą ofertę. Grad zarzucał poprzednikom, że nie wystąpili do Komisji Europejskiej na podstawie art. 37 traktatu akcesyjnego o zastosowanie środków ochronnych dla przemysłu stoczniowego, co umożliwiłoby m.in. przekazanie środków publicznych stoczniom bez ponoszenia kary. Były wiceminister gospodarki Paweł Poncyljusz poinformował, że przez pierwsze trzy lata po wejściu do UE można się ubiegać o środki ochronne, jednak w sytuacji, gdy dana branża przeżywa kryzys w całej Europie. - Branża stoczniowa przeżywała wtedy swoje najlepsze czasy, więc nie było zasadności korzystania z takich środków dla polskich stoczni. Potwierdza to korespondencja z Komitetem Integracji Europejskiej - przypomniał Poncyljusz. Dodał także, że w ostatnim okresie minister Grad udzielał stoczniom pomocy publicznej niezatwierdzonej przez KE, co może skutkować teraz trudniejszymi rozmowami z KE. Z bardzo ostrą reakcją stoczniowców spotkały się zapowiedzi ministra Grada, który wczoraj powiedział, że pochylnie Stoczni Gdańsk mają być zlikwidowane, a nieruchomości sprzedane. - Stocznia nie będzie stocznią, jeśli nie będzie żadnego urządzenia do wodowania statków, jeśli nie będzie pochylni - mówił Karol Guzikiewicz. Dodał, że na pewno chodzi o majątek stoczniowy w centrum miasta, którym chce się handlować, a mając polityczne władze miasta za sobą, można to robić. Guzikiewicz zapewniał, że stocznie polskie budują dobre statki, tylko ich budowa trwa za długo, ponieważ dotychczas nie było inwestycji w technologię. Szef resortu skarbu zwrócił również uwagę na straty ponoszone przez stocznie w rezultacie niekorzystnych kontraktów na budowę statków z ostatnich kilku lat. W Stoczni Szczecińskiej Nowa strata ta wynosi 1,3 mld zł, a w Gdyni 1,2 mld złotych. Według Grada, zadłużenie stoczni jest na tyle wysokie, iż z ich sprzedaży Skarb Państwa nie uzyska "ani złotówki". Zdaniem Poncyljusza, kontrakty te pochodzą jeszcze z czasów rządu Leszka Milera (SLD). Minister Grad zaprzeczał także wczoraj, jakoby jego resort zwrócił się do agencji PR o przygotowanie medialnej kampanii uzasadniającej w oczach opinii publicznej potrzebę ogłoszenia upadłości stoczni. Tymczasem w rozpoczętym wczoraj, z inicjatywy zakładowej "Solidarności", referendum pracownicy Stoczni Gdańsk odpowiadają m.in. na pytanie, czy - jak przewiduje plan restrukturyzacji przeznaczony dla Komisji Europejskiej - są za połączeniem swojego przedsiębiorstwa ze Stocznią Gdynia. Bez pomysłu i planu Udzielając posłom informacji o stanie polskich stoczni, Aleksander Grad usiłował trudną ich sytuację wyjaśnić błędnymi, w jego opinii, działaniami rządu PiS. - Już w styczniu 2007 r. przeanalizowaliśmy stan prywatyzacji. Wynikało z niego złe przygotowanie oferty, co spowodowało przyciągnięcie tylko jednego inwestora - powiedział minister. Oczywiście Grad nie zapomniał podeprzeć się podczas wystąpienia swoją białą księgą. Nie powstrzymał się przy tym od propagandowych zagrywek - mianowicie ofertę Grupy Fortis porównał do "kupna trzech jabłek, które ówczesny rząd PiS zamierzał sprzedawać co dwa miesiące". Jednocześnie Grad poinformował, że we wtorek rząd zajmie się kwestią ewentualnej dodatkowej pomocy publicznej dla stoczni. - Tych wszystkich, którzy będą uważali, że dzisiejszą informację rządu należy odrzucić, będą traktował jako niewyrażających zgody na to, by udzielić dodatkowej pomocy publicznej. Będzie to dla rządu i Ministerstwa Skarbu Państwa bardzo wyraźny sygnał - zakończył Grad. Z kolei poseł (PO) Tadeusz Aziewicz w niewybredny sposób zarzucił "prymat polityki nad gospodarką" poprzednim rządom PiS w kontekście sytuacji polskich stoczni oraz uznał, że cechowała je "impotencja decyzyjna" w tym zakresie. - Nie możemy zapomnieć, komu zawdzięczamy takie tarapaty - dodał Aziewicz. Ostre wypowiedzi posła PO sprowokowały posła (PiS) Jacka Kurskiego do adekwatnej riposty. - Ten dokument, panie ministrze Grad, niech tę białą księgę powiesi sobie pan na gwoździu w miejscu, gdzie pan będzie w samotności mógł wspominać miesiące swojego nieróbstwa i niekompetencji - zauważył Kurski. W skrócie przytoczył on historię postępowań kolejnych ekip rządowych w stosunku do stoczni. - Za rządów PiS musieliśmy poprawić pewne niegodziwości i krzywdy, które zdarzyły się w czasach poprzednich rządów. Wielką hańbą polskiej transformacji była sprzedaż Stoczni Gdańskiej za grosze całkowicie niewiarygodnemu partnerowi za 115 mln złotych. We wrześniu 1998 r. sprzedano kolebkę "Solidarności" - Stocznię Gdańską, w sytuacji, kiedy miała ona na koncie 42 mln zł - podkreślił poseł. Kurski przypomniał też, że ta transakcja odbyła się za rządów Jerzego Buzka, obecnego lidera PO. Suchej nitki na obecnych władzach nie pozostawiła również posłanka Gabriela Masłowska (PiS). - Dlaczego rząd nie podjął żadnych działań, by zmienić model finansowania stoczni? Dlaczego nie wprowadzono gwarancji bankom na zwrot zaliczek armatorskich? - pytała Masłowska, kwitując, że polityka obecnego rządu polega na stawianiu stoczni na straconej pozycji. W trakcie czterogodzinnej debaty poświęconej sytuacji polskich stoczni posłowie PiS złożyli sprzeciw wobec przedstawionej przez ministra Grada informacji rządu. O jej przyjęciu bądź odrzuceniu Sejm ma zdecydować w dzisiejszym bloku głosowań. Jacek Dytkowski Paweł Tunia "Nasz Dziennik" 2008-09-05

Autor: wa