Plan był prosty: rozdzielić się i próbować gospodarzyć
Treść
Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej "Solidarność" Stoczni Gdańsk: Musimy powiedzieć w skrócie, w kilku punktach, o zawinieniach polskiego rządu po 1989 roku. Dwadzieścia lat temu zaczęliśmy strajk w Stoczni Gdańskiej, żeby dzisiaj był wolny Sejm, wolny kraj. Oczywiście nie sami, ileś tysięcy jeszcze hutników, górników, stoczniowców! To dzięki nam mamy dzisiaj wolną Polskę i dzięki również wielu, wielu ludziom. I za to, że mamy wolną Polskę, zaczęły się nasze kłopoty. To w 1989 roku mieliśmy najlepszą sytuację finansową. To wtedy, w październiku, Mieczysław Rakowski ogłosił upadłość stoczni, mimo że była ona nieekonomiczna, mimo że mieliśmy pełno statków na pochylni. Wtedy pierwszy rząd, rząd Tadeusza Mazowieckiego, po sprawdzeniu dokumentów i weryfikacji stwierdził, że była to decyzja polityczna. I od wtedy nasze nieszczęście się zaczęło. Likwidacja Rakowskiego została cofnięta, ale nigdy nie naprawiono krzywdy przez Sejm Polski. Tego, co się stało, rząd Tadeusza Mazowieckiego nigdy nie naprawił. Doprowadził do tego, że stocznia popadała w długi, nigdy nie zrekompensował strat, aż w 1996 roku doszło do upadłości. Do upadłości również niezawinionej, gdzie elity polityczne chciały zyskać na setkach milionów dolarów z terenów stoczniowych. Oczywiście polskie sądy do dziś tego nie rozstrzygnęły, bo zainteresowanych było wielu deweloperów. Upadłości Stoczni Gdańskiej mogło nie być, gdyby sprzedano tylko kawałek gruntu i spłacono wierzycieli. To była polska upadłość. Handlowano tymi gruntami przez dziesięć lat, fundusze rządowe amerykańskie, a dzisiaj duńskie zarobiły setki milionów dolarów, ja już nie mówię o pieniądzach w kasie, bo która firma w Polsce upada, mając 10 mln dolarów na kontach. Dziesięć milionów dolarów miała stocznia na kontach w momencie ogłoszenia upadłości. I tak się nasze nieszczęście zaczęło. Również ludzie Platformy do tego się przyczynili, pan Janusz Lewandowski, minister przekształceń - to on był odpowiedzialny w latach 90. za rządów Suchockiej, również inni. Dochodzimy do roku 1996, premier Jerzy Buzek. Kto powiedział, że stocznie nie były sprywatyzowane? Wszystkie stocznie były sprywatyzowane, tylko to była prywatyzacja chyba nie po polsku. Kto na tym stracił? Wszyscy stoczniowcy we wszystkich stoczniach, bo po każdej z tych prywatyzacji tysiące stoczniowców zostało zwolnionych lub się zwolniło samych. Kto zyskał na tym? Na pewno nie stocznie i nie stoczniowcy. Stocznie były w rękach prywatnych i przez to właśnie dzięki politykom, również Buzka - dzisiaj znowu Platforma - nie doprowadził do ugody, oddano Stocznię Gdańską i Stocznię Gdynia w ręce niegodne. Kto się jeszcze przyczynił, a może i sam Kwaśniewski, który w swoje urodziny perfidnie nas zaprosił z ministrem Kaczmarkiem i premierem Cimoszewiczem i powiedział: "upadłość Stoczni", bo nie ma litości za to, że mamy wolną Polskę. Za to Kaczmarek powiedział tak: A kto na tym zarobił, to się jeszcze okaże. I mamy słynne wybory, gdzie wygrało PiS. Tak, poparliśmy PiS, ale zanim poparliśmy PiS, zwróciliśmy się do wszystkich klubów parlamentarnych - naprawcie to, co się stało złego. Rękę wyciągnęło jedyne PiS. A plan był prosty, rozdzielić się i spróbować powolutku samemu gospodarzyć. I Prawo i Sprawiedliwość to wykonało, za co od tego momentu zaufaliśmy mu, bo zrobiło to, co chcieliśmy. Zaczęliśmy wychodzić z dołka z wyrzeczeniami, często i z płaczem. Ale to było tylko dwa lata. Oczywiście rozdzielenie miało być również po to, żeby znaleźć inwestora. W dokumentach UOKiK z czerwca tego roku, które jednoznacznie świadczą o tym, że minister Grad okłamał na ostatnim posiedzeniu wszystkich posłów, okłamał również was. W tych dokumentach jest wyraźnie napisane, że pomoc gotówkowa publiczna Stoczni Gdańskiej wynosiła 32 mln zł, a pomoc gwarancji, czyli poręczeń pod kredyty, które zaciągnęliśmy jako stocznia, które spłaciliśmy, wynosiła 106 mln zł, ale my te kredyty spłaciliśmy. To były najdroższe kredyty w Polsce i jeszcze do Skarbu Państwa oddaliśmy 2 proc. prowizji oprócz tego, co musieliśmy zapłacić w bankach. Skarb Państwa na tym jeszcze zarobił. I znalazł się inwestor, jedyny oferent to ISD. Tamten rząd bardzo dobrze podpisał umowę. Prywatyzacja polegała na tym, że ISD miała podnieść kapitał i wpłacić gotówkę poprzez zasilenie kapitału akcyjnego stoczni, wycena majątku ze 100 mln zł zwiększyła się na 400 mln zł. Te pieniądze w większości są na kontach stoczni, więc teoretycznie upadłość nam nie grozi. Ale szukaliśmy inwestora po to, aby włożył pieniądze w nowe inwestycje i technologie, i taki plan inwestycyjny ten inwestor podpisał. Oczywiście stroną nie był tu bezpośrednio rząd, tylko Agencja Rozwoju Przemysłu, ale w umowach jest dzisiaj ARP i zarząd stoczni. W umowach jest jedno, że inwestor ma zainwestować odpowiednią ilość gotówki, tj. około 300 mln zł, jeżeli tego nie zrobi, to traci akcje Stoczni Gdańskiej na rzecz Skarbu Państwa, więc Skarb Państwa ma gwarancję, że jeżeli stocznia nie będzie nowoczesna, to z powrotem będzie jej właścicielem. To wszystko, niestety, się zawaliło, bo obecny rząd nie ma pomysłu na pozostałe stocznie; ten rząd nie szuka rozwiązania. I ten dobry inwestor zmienił się w inwestora drapieżnego, który nie chce wywiązać się z inwestycji, który planuje z tym rządem zmianę umowy sprzedaży na wstrzymaniu inwestycji. Dzisiaj minister Grad to potwierdził. Rząd chce połączyć Stocznię Gdynia ze Stocznią Gdańską - mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Publicznie mówię jeszcze raz, że "Solidarność" i załoga stoczni nie była i nie będzie nigdy przeciwko kolegom z Gdyni. Myśmy poznali inwestora od podszewki, wiemy, po co to chce zrobić. Ma bardzo prosty plan. Nie chce realizować inwestycji w Stoczni Gdańskiej, chce przejąć stocznię Gdynia za przysłowiową złotówkę. A dlaczego chce zjednoczenia - a dlatego, że majątek Stoczni Gdańskiej zasili majątek Stoczni Gdynia w księgach i nie będzie musiał już zasilać kasy Stoczni Gdynia, czyli przejmie majątek następny. "Nasz Dziennik" 2008-09-05
Autor: wa