Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nie przejmować banków, lecz rynki

Treść

Polski sektor bankowy nie uniknął zainfekowania kryzysem, a jego kondycja po pierwszym kwartale tego roku może okazać się bardzo zła - alarmują bankowcy. Zagraniczne centrale banków w obawie przed stratami szukają możliwości wycofania kapitałów z naszego kraju. Rząd powinien jednak stanowczo odrzucić pomysł przejmowania zagranicznych banków przez polskie instytucje finansowe, ponieważ naraziłoby to polskiego podatnika na gigantyczne wydatki. Zamiast kupować bezwartościowe akcje, powinniśmy przejmować rynek po zwijających się zagranicznych bankach i na niego kierować pomoc publiczną kanałem PKO BP.
BRE Bank, własność niemieckiego Commerzbanku, może być wystawiony na sprzedaż. Żąda tego Komisja Europejska, która - jak podał "Parkiet" - uzależnia zgodę na pomoc publiczną dla tego drugiego co do wielkości niemieckiego banku od sprzedaży przezeń jednego z dwóch podmiotów zależnych - Eurohypo lub BRE. Na który z nich padnie wybór, nietrudno się domyślić. Pierwszy operuje w Niemczech i finansuje niemiecką gospodarkę, drugi jest tzw. polskim bankiem (72 proc. akcji w rękach Commerzbanku). W kryzysie, gdy dobrem najbardziej poszukiwanym jest "kapitał płynny", rządy skupiają się na pomocy własnym instytucjom finansowym, dbając, aby środki publiczne poprzez kredyty trafiły na rynek krajowy. Commerzbank, po wyrzuceniu za burtę jednej z córek, zostanie częściowo znacjonalizowany. W zamian za dofinansowanie kwotą 10 mld euro niemiecki państwowy fundusz stabilizacji rynków finansowych (SoFFin) ma przejąć 25 proc. udziałów w tym banku.
- Wygląda na to, że Niemcy załatwili sobie nie tylko zgodę na ratowanie Commerzbanku, ale jeszcze nakaz wycofania z naszego regionu - skomentował te plany jeden z polskich finansistów. Formalnie jednak zgody Komisji Europejskiej na tę operację nie ma. Od jesieni trwają poufne negocjacje między Berlinem a Brukselą.
Kryzys stawia na głowie
Dlaczego dla banku-matki sprzedaż spółki-córki w innym kraju jest teraz korzystna? Otóż w kryzysie wszystko staje na głowie. Dopóki trwała prosperity, ekspansja zewnętrzna instytucji finansowych prowadziła do zwielokrotnienia zysków grupy. W chwili załamania ta sama ekspansja jest lub stanie się wkrótce źródłem poważnych perturbacji finansowych. Doświadczył tego Commerzbank na własnej skórze, ponieważ jego kłopoty rozpoczęły się jesienią ub.r. z chwilą przejęcia Dresdner Banku od ubezpieczeniowego potentata - firmy Allianz. Okazało się, że za 5,1 mld euro przejął... dziurę finansową, gdyż Dresdner poniósł wcześniej poważne straty na amerykańskim rynku nieruchomości. Dlatego dzisiaj niemiecki rząd musi zasilić Commerzbank miliardami euro z kieszeni podatnika. I tu ujawnia się druga strona medalu. Bo w kryzysie nie tylko opłaca się redukować działalność grupy bankowej, ale też trzeba bardzo uważać na ewentualne zakupy. Kupując bank, nabywa się go z dobrodziejstwem inwentarza, a więc nie tylko jego aktywa, ale i długi. Można nie tylko nic nie zyskać, ale też sporo stracić.
Zdaniem dr. Cezarego Mecha, doradcy prezesa NBP, polski rząd powinien wstrzymać się z ewentualnym zakupem - poprzez podmioty państwowe, jak PKO BP lub PZU SA - akcji banków wystawianych na sprzedaż przez zachodnie centrale, nawet gdyby je oferowano po atrakcyjnej cenie. Polskie instytucje finansowe zamiast przejmować banki zagraniczne, powinny się skupić na przejmowaniu ich rynków i ekspansji kredytowej na rzecz polskiej gospodarki. Temat ten był omawiany podczas dyskusji panelowej z udziałem grupy ekonomistów w Sejmie.
Banki jak ser z dziurami
- Kapitał banku to zaledwie parę procent, resztę stanowi zasilanie zewnętrzne z macierzystych centrali. Jeśli kupuje się bank, nabywa się tym samym jego zobowiązania, pozwalając zachodnim centralom wycofać kapitały z naszego rynku - tłumaczy dr Mech. - Te instytucje udzieliły około 200 mld zł kredytów walutowych. Nie jesteśmy w stanie zapewnić im finansowania na tym poziomie, muszą to robić ich instytucje macierzyste - twierdzi dr Mech.
W wypadku wystawienia na sprzedaż BRE Banku ewentualne przejęcie go przez instytucje państwowe byłoby - jak twierdzą koła finansowe - szczególnie niekorzystne dla polskiego podatnika, ponieważ niemal połowę jego kapitału stanowi pożyczka podporządkowana, która może być w każdej chwili wycofana przez stronę niemiecką, powodując po stronie nabywcy konieczność dokapitalizowania. Tymczasem pieniądze publiczne powinny pozostawać pod kontrolą państwa i trafiać najkrótszą drogą do naszych przedsiębiorstw.
- My powinniśmy dokapitalizowywać z pieniędzy publicznych wyłącznie państwowe instytucje finansowe - PKO BP i BGK, i zmuszać je do ekspansji kredytowej na rzecz polskiej gospodarki - twierdzi dr Mech, podkreślając, że od tej decyzji zależy przebieg kryzysu w Polsce.
Bankowcy alarmują, że w polskim sektorze bankowym, zdominowanym przez kapitał zagraniczny, sytuacja staje się coraz bardziej niebezpieczna.
Depozyty za wszelką cenę
"Wzbiera fala tsunami, która może zagrozić bankom. Już po pierwszym kwartale wyniki banków będą złe, być może nawet bardzo złe" - ostrzegł w wywiadzie dla "Wall Street Journal Polska" prezes BZ WBK Mateusz Morawiecki. Główną przyczyną pogarszania się kondycji sektora jest, jego zdaniem, zbyt wysokie oprocentowanie depozytów, znacznie powyżej WIBOR, i związany z tym spadek marży odsetkowej netto. Odpowiedzialność za to ponosi kilka banków komercyjnych, które z racji balansowania na granicy utraty płynności zmuszone są ściągać depozyty z rynku na każdą cenę. Reszta instytucji, w obawie przed ucieczką klientów, musiała pójść w ich ślady. Morawiecki - rzecz bez precedensu - wezwał Komisję Nadzoru Finansowego, aby zatrzymała ten niebezpieczny trend administracyjnie, ograniczając wysokość oprocentowania depozytów.
O tym, że sytuacja w sektorze bankowym się pogarsza, świadczy też niedawna zapowiedź prezesa ING Bank Śląski Brunona Bartkiewicza, iż przewiduje ewentualne zaciągnięcie pożyczki od holenderskiej spółki-matki, jako że wynik banku był gorszy od spodziewanego, a współczynnik wypłacalności spadł poniżej 10 procent. Tyle deklaracje. Z pozyskaniem pieniędzy z centrali zapewne łatwo nie będzie, ponieważ grupa ING, sama w tarapatach, zmuszona była skorzystać z pomocy publicznej. Na razie walne zgromadzenie akcjonariuszy Banku Śląskiego zdecydowało o rezygnacji z wypłaty dywidendy z zysku, aby wzmocnić bank kapitałowo.
Najbardziej jednak niepokoi kondycja największego banku na naszym rynku - Pekao SA, należącego do włoskiego UniCredito (UCI). Według Jerzego Bielewicza, szefa Stowarzyszenia Przejrzysty Rynek, włoski właściciel narzucił polskiej spółce-córce niekorzystny projekt "Chopin", który prowadzi do drenażu aktywów banku. Sprawa jest przedmiotem przedłużającego się sporu między UCI a mniejszościowymi akcjonariuszami Pekao SA.
- Niepokój budzi też brak rezerw na ukraińską spółkę-córkę Pekao SA, o czym wspomina nawet audytor banku. Według mojej wiedzy bank przyjął zbyt optymistyczny sposób wyceny instrumentów finansowych. Ponadto przeszacował 3,5 mld aktywów w związku z kryzysem finansowym. Sprawozdania pokazują, że w ubiegłym roku ubyło 5 mld zł gotówki z banku. Wynik jest dobry, ale na papierze - ocenia Bielewicz.
Według bankowców, niepewna jest przyszłość Millennium, który udzielał na dużą skalę walutowych kredytów hipotecznych i zawierał kontrakty na asymetryczne opcje walutowe, a jego właściciel - portugalski BCP, oskarżony o nielegalne transakcje w rajach podatkowych, znajduje się w kłopotach. Bankowców martwi też kondycja Kredyt Banku i Getin Banku - które z powodu nieadekwatności kapitałowej, tj. zbyt małego kapitału własnego w relacji do akcji kredytowej, balansują na granicy wymaganych współczynników wypłacalności i zmuszone są za wszelką cenę pozyskiwać depozyty.
- Bankowcy obawiają się, że jeśli zbankrutowałby któryś z mniejszych banków, to centrale zagraniczne banków odmówią pokrycia strat poprzez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. To zaś mogłoby naruszyć zaufanie do całego sektora - twierdzi Jerzy Bielewicz.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2009-04-14

Autor: wa