Morska twierdza Rzeczypospolitej znów ożyje
Treść
Z Waldemarem Rekściem, członkiem zarządu gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler
Od dłuższego czasu trwała w Gdańsku zła passa, jeżeli chodzi o ochronę i renowację zabytków narodowej kultury. Czy została ona w końcu przełamana?
- Pierwotnie prezydent miasta Paweł Adamowicz planował całkowite zakończenie odbudowy bezcennego gdańskiego zespołu staromiejskiego, łącznie z uporządkowaniem ciągów średniowiecznych murów obronnych i wpisanie miasta na listę UNESCO. Początkowo zabrano się do tego bardzo energicznie, m.in. odbudowując znaczną część Długiego Pobrzeża i cały kwartał kamieniczek na wyspie Spichrzów. Potem z nieznanych powodów plany te zostały zarzucone na rzecz forowania zabudowy ze szkła i betonu, stanowiącej zwykle rażący dysonans wobec zabytkowej architektury, niszcząc przy okazji nieźle zachowane zabytkowe, nawet średniowieczne, piwnice. Klasycznym tego przykładem jest dość pospolity hotel Hilton na Targu Rybnym przy pięknej Baszcie Łabędź czy też tak zwany teatr elżbietański, który może przesłonić piękny widok na gdańską starówkę i zdominować cenne zabytki jak Dwór Miejski. Tym razem mamy wreszcie wiadomość wręcz radosną: decyzją władz miasta zostanie jako teren parkowo-rekreacyjny odtworzony Zachodni Szaniec bezcennej twierdzy morskiej Wisłoujście.
Jakie były dzieje tej twierdzy?
- Obiekt ten posiada bardzo bogatą historię, będąc może najcenniejszym zabytkiem militarnym w Polsce. Nieprzypadkowo jako jedyna forteca był dawniej sklasyfikowany jako zabytek klasy "0". Początkowo była to krzyżacka drewniana strażnica, spalona przez husytów podczas wojny trzynastoletniej. Gdy po pokoju toruńskim Gdańsk wrócił do Polski, zbudowano warowną murowaną wieżę, która pełniła dwie funkcje: strzegła wejścia do portu gdańskiego i na Wisłę, a zarazem była latarnią morską, stąd jej nazwa Latarnia. Rozwój handlu wiślanego - kręgosłupa polskiej gospodarki - a więc i rozkwit Gdańska spowodował, że sukcesywnie rozbudowywano umocnienia wokół Latarni, zamieniając ją w morską fortecę.
W początku XVII wieku murowaną twierdzę otoczono fosami i ziemnymi bastionami staroholenderskiego typu, tworząc w ten sposób Szaniec Wschodni, po drugiej stronie Martwej Wisły budując podobnie Szaniec Zachodni. W ten sposób powstała jedna z największych fortec morskich świata. Wielokrotnie oblegana nigdy nie została zdobyta szturmem. Jej ranga i znaczenie były tak duże, że kolejni komendanci twierdzy musieli składać przysięgę na wierność polskiemu królowi, co symbolizowała wisząca królewska chorągiew. Podczas wojen szwedzkich twierdza była bazą polskiej floty i spod jej murów wypływały polskie okręty do zwycięskiej bitwy pod Oliwą. Twierdzę sukcesywnie modernizowano i rozbudowywano do początku XIX wieku, gdy wobec odsunięcia się ujścia Wisły utraciła ona swoje znaczenie. Potem pełniła różne funkcje, m.in. więziono w niej powstańców listopadowych i działaczy niepodległościowych. Szaniec Zachodni rozebrano, tworząc później na jego miejscu portową bazę paliwową. W końcu XIX wieku spłonął piękny barokowy hełm zdobiący Latarnię, zastąpiony prostym daszkiem. Sporo zniszczeń przyniosła ostatnia wojna. Większość budynków twierdzy na szczęście odbudowano lub zabezpieczono, ale przez dziesiątki lat nie miała ona właściwego gospodarza i była używana głównie do celów magazynowych.
Czego nie zniszczyła wojna, dopełniły czasy komunizmu...
- To prawda. Ciężkim ciosem była budowa Siarkopolu, gdy nie tylko zniszczono jeden z bastionów, ale i mury twierdzy zaczęły podlegać przyspieszonej erozji. Twierdza dosłownie zaczęła się rozsypywać. Jakkolwiek formalnie w roku 1974 twierdzę przekazano Muzeum Historycznemu Miasta Gdańska (MHMG), nic to faktycznie nie zmieniło. Na szczęście nie tylko zamarł Siarkopol, ale i po roku 1989 dyrektorem MHMG został Adam Koperkiewicz, człowiek niesłychanie dynamiczny i skuteczny w działaniu. Mimo ogromnych trudności krok po kroku twierdza zaczęła wracać do życia i chociaż daleka jeszcze droga do przywrócenia jej pełnej świetności, już dziś widać rezultaty poczynań dyrektora Koperkiewicza.
Jak Pan ocenia decyzję władz Gdańska o częściowym odtworzeniu Szańca Zachodniego twierdzy Wisłoujście?
- Jest to wiadomość wręcz rewelacyjna. Decyzja władz Gdańska o odtworzeniu Szańca Zachodniego twierdzy jako terenu parkowo-rekreacyjnego zasługuje na najwyższe uznanie i można tylko westchnąć: "A może warto, panie prezydencie, wrócić do pierwotnych planów i zakończyć odbudowę gdańskiego zespołu staromiejskiego w historycznym kształcie?". O zamiarach nieocenionego dyrektora Koperkiewicza - aby tego dokonać - wiedziałem już od dawna. Ale szczerze mówiąc, obawiałem się, że znowu pójdzie się na łatwiznę i po likwidacji portowej bazy paliwowej jej teren odda się developerom pod mieszkaniówkę, hotele czy hipermarkety. Na szczęście stało się inaczej.
Jaki ma być zakres prac na terenie Szańca Zachodniego i dlaczego jego odtworzenie jest takie ważne?
- Plany przewidują najpierw kosztowną rekultywację skażonego terenu, a potem jego zagospodarowanie w ten sposób, że w zaniżonej wysokości i głębokości odtworzone będą fortyfikacje oraz zagospodarowane jako teren parkowo-rekreacyjny. Dyrektor Koperkiewicz proponuje, aby wały forteczne zagospodarować jako rodzaj amfiteatru dla obserwowania historycznych widowisk po drugiej stronie Wisły, na terenie Szańca Wschodniego. To dobry pomysł, ale ja bym jeszcze sugerował, aby ten teren dodatkowo wykorzystać jako skansen ciężkiego sprzętu wojskowego, którego bogate zbiory są w Trójmieście w ręku takich ludzi jak wybitny poszukiwacz i kolekcjoner pan Jerzy Janczukiewicz. Bez Szańca Zachodniego twierdza jest drastycznie okaleczona, nie widać jej wielkości i pełni funkcji jako morskiej bramy dawnej Rzeczypospolitej. Kiedyś między obydwoma szańcami przeciągano wieczorem gruby łańcuch, który chronił Gdańsk i Wisłę przed intruzami.
Szaniec Zachodni po odtworzeniu będzie pełnił funkcje parkowo-rekreacyjne i - miejmy nadzieję - ekspozycyjne. Natomiast Szaniec Wschodni po zakończeniu sukcesywnej rewitalizacji powinien stać się zarówno muzeum militarnym, jak i miejscem wpisanym w reprezentacyjny ceremoniał polskiej Marynarki Wojennej. W Gdańsku, w odróżnieniu od prawie wszystkich większych miast polskich, do tej pory nie ma muzeum militarnego, co jest o tyle osobliwe, że Gdańsk był jedną z większych fortec świata i odegrał niesłychanie ważną rolę w naszych dziejach, choćby wsławił się skuteczną obroną podczas potopu szwedzkiego, bohaterską obroną Stanisława Leszczyńskiego czy desperacką walką przeciwko Prusakom po II rozbiorze Polski. W kazamatach twierdzy jest dosyć miejsca na odpowiednią ekspozycję muzealną. Jednocześnie ciągle jeszcze jakby się zapomina, że polska Marynarka Wojenna nie powstała w roku 1918 po decyzji Piłsudskiego, tylko jej historia sięga początków państwa polskiego. Że właśnie twierdza Wisłoujście była bazą polskiej floty, skąd pod dowództwem admirała Dickmanna - polskiego Nelsona, wypływała ona do zwycięskiej bitwy pod Oliwą ze Szwedami. Aż się prosi, aby wzorem innych państw została włączona do oficjalnego ceremoniału Marynarki Wojennej dla witania goszczących w Polsce obcych flot i flotylli. Powitalne saluty armatnie, historyczne mundury i gala banderowa, spotkanie w reprezentacyjnym apartamencie w Domu Komendanta i potem przejazd na Oksywie. Aż się prosi, aby do tego doprowadzić. Inżynier Marian Przyklang z koła oficerów rezerwy Marynarki Wojennej czyni w tym kierunku starania. Mam nadzieję, że w końcu przyniosą one właściwy efekt.
Kiedy Pan się spodziewa, że Wi słoujście odzyska właściwy wygląd i funkcję?
- Jest to oczywiście sprawa na kilka ładnych lat. Najważniejsze, że idą one we właściwym kierunku i mam nadzieję, że ich zakończeniem będzie odtworzenie pięknego barokowego hełmu na Latarni. Proszę zwrócić uwagę, że powstanie unikatowy w całym świecie ciąg muzealno-dydaktyczno-rekreacyjny: Westerplatte - Wisłoujście - Muzeum II Wojny Światowej - Poczta Polska i Centrum "Solidarności". Kapitalny wykład historyczny mający też i ważny polityczny wymiar. Turystyczna atrakcja najwyższej światowej miary. Ostatnia decyzja władz miasta Gdańska daje nadzieję, że zakończą się różne bezsensowne spory w rodzaju raczej niewybrednych nacisków na gdański TOnZ, głównie prezesa Tomasza Korzeniowskiego, w sprawie tak zwanego teatru elżbietańskiego, który w kształcie projektu prof. Rizziego można postawić na przykład na wyspie Spichrzów, co my proponujemy. Zaczniemy za to wreszcie sensownie rozmawiać i - na przykład - na terenie Stoczni Gdańskiej powstanie muzeum techniki okrętowej, o co desperacko walczy dyrektor Centralnego Muzeum Morskiego (CMM) pan Jerzy Litwin. Rozumni ludzie zadbali o to, że w zbiorach CMM są takie skarby, jak najstarszy zachowany w świecie (!) okrętowy spalinowy silnik napędu głównego, który zamiast niszczeć na zapleczu muzeum, powinien się znaleźć w postoczniowej hali. Oczywiście, autentyczny teatr elżbietański, czyli dawną Szkołę Fechtunku, można i trzeba zrekonstruować według rewelacyjnego projektu Marcina Kozikowskiego. To będzie kolejna wielka atrakcja turystyczna miary londyńskiego Globe. Mam nadzieję, że to zostanie zrealizowane. Decyzja władz miasta w sprawie Szańca Zachodniego pozwala wierzyć, że wreszcie wszystko pójdzie we właściwym kierunku i Gdańsk odzyska dawną świetność.
Dziękuję Panu za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-03-03
Autor: wa