Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kubica i BMW mierzą w najwyższe cele

Treść

Jeszcze nigdy w historii kolejny sezon mistrzostw świata Formuły 1 nie krył tylu niespodzianek, niepewności i domysłów, co teraz. Po rewolucyjnych zmianach nie sposób przewidzieć układu sił czołówki, dotychczasowi mocarze wcale nie muszą znów przewodzić stawce, a gdyby spoglądać przez pryzmat ostatnich testów, pałeczkę mogliby przejąć od nich ci, których byt jeszcze nie tak dawno stał pod wielkim znakiem zapytania. Będzie ciekawie, to pewne. Pewne także jest to, że najwyższe cele, czyli mistrzowski tytuł, stawia sobie zespół Roberta Kubicy, BMW-Sauber.
Zmiany, zmiany, zmiany
Od dwóch lat ton rywalizacji w Formule 1 nadały bolidy w barwach Ferrari i McLarena. Rok temu rękawicę podjęło BMW, przez moment wydawało się nawet być w stanie skutecznie pomieszać im szyki. Ostatecznie do tego nie doszło, potentaci utrzymali swe pozycje, ale w rozpoczynającym się w niedzielę w Melbourne sezonie wcale tak być nie musi. F1 wkroczyła bowiem w okres wielkich zmian, być może największych w historii. Wystarczy spojrzeć na bolidy, by gołym okiem się przekonać, jak szeroki jest ich zakres. Z karoserii zostały usunięte wszystkie elementy (skrzydełka, owiewki itd.) zwiększające aerodynamikę. W związku z tym auta nabrały nieco dziwacznych kształtów, przypominających pojazdy sprzed kilkunastu lat. Uwagę zwracają ich wysokie i wąskie tylne skrzydła, a przede wszystkim ogromne, szerokie i niskie przednie. - Musiałem się do niego przyzwyczaić, udało się, ale jest jeden mały problem: nie widać jego zewnętrznych końcówek schowanych za kołami. Sam jestem ciekaw, co się wydarzy na pierwszym zakręcie Grand Prix Australii, obawiam się wielu stłuczek - przyznaje Kubica. Wszystkie te "kosmetyczne" zabiegi spowodowały, iż bolidy mają o ponad połowę mniejszy docisk niż w ubiegłym sezonie. Aby jakoś to zrównoważyć i poprawić przyczepność, zmieniono opony bieżnikowane na gładkie typu slick, które tym samym wracają do F1 po jedenastu latach. Japoński Bridgestone, wyłączny dostawca ogumienia, na każdy wyścig przygotowywać będzie mieszanki różniące się sztywnością i optymalną temperaturą pracy. Podobnie było i ostatnio, podczas jednego wyścigu każdy zespół używał dwóch rodzajów "gum": twardszych, bardziej wytrzymałych i miękkich, pozwalających uzyskiwać lepsze czasy, ale szybciej się zużywających. To się nie zmieni, ale ogumienie będzie wyraźniej od siebie się różniło jakością mieszanki: i tak przykładowo w Melbourne każdy zespół dostanie opony supermiękkie i średnie, natomiast w Malezji miękkie i twarde. Zmienił się również regulamin dotyczący silników. Każdy kierowca będzie mógł w 17 wyścigach wykorzystać zaledwie 8 jednostek, co pociągnęło za sobą konieczność dwukrotnego zwiększenia ich wytrzymałości. Każda dodatkowa skutkować będzie karnym przesunięciem o dziesięć lokat do tyłu na starcie najbliższej Grand Prix.
KERS - po rozważaniu za i przeciw?
Największą nowością jest jednak budzący kontrowersje system KERS odzyskujący energię kinetyczną z układu hamulcowego. Po naciśnięciu przycisku kierowca będzie mógł ją wyzwolić na każdym okrążeniu, dzięki czemu otrzyma dodatkowe 82 konie mechaniczne przez 6,6 sekundy. Wszystko to pozwoli "uszczknąć" troszeczkę czasu, ale też KERS sporo waży, ma wpływ na rozkład masy. Na torach krętych, z krótkimi prostymi, jego użycie może być nielogiczne. W obecnym sezonie system nie będzie jeszcze obligatoryjny, w kolejnym już tak. - Zmiany są ogromne, we wszystkich kluczowych dziedzinach. Jeśli chodzi o aerodynamikę, to inżynierowie musieli rozpoczynać praktycznie od zera. KERS to kwestia rozważenia plusów i minusów, ostateczne decyzje podejmiemy w zależności od toru i kierowcy. Ale jestem optymistą, przejechaliśmy wiele kilometrów testowych w Walencji, Sahkir, Jerez i Barcelonie i wykonaliśmy dobrą pracę - mówi Mario Theissen, dyrektor BMW Motorsport. Kubica dodaje: - Znaczenie testów wyraźnie wzrosło przez zmiany w przepisach. Dziś trudno nawet powiedzieć i przewidzieć, czy zmierza się we właściwym kierunku, bo nie ma punktu odniesienia. Każdy zespół opracowywał swój pakiet niemal od początku. Pracy było więcej niż zazwyczaj, zdarzało się, że jednego dnia przejechałem dwa razy więcej kilometrów niż wynosi długość wyścigu Grand Prix. Chcieliśmy się przekonać, jak w ekstremalnych warunkach spiszę się ja i jak spisze się samochód. Na szczęście obyło się bez problemów, co oznacza, iż mój program przygotowania fizycznego zdał egzamin, a auto jest niezawodne.
W myśl nowych przepisów zespoły nie będą mogły przeprowadzać testów w trakcie sezonu. Z jednej strony dzięki temu kierowcy otrzymają nieco więcej wolnego czasu, z drugiej - zniknie możliwość dokonywania dogłębnych analiz i poprawek. - Zostaną nam piątki przed weekendem Grand Prix. Czy wystarczą, nie wiem - twierdzi Kubica.
Kubica: Dać z siebie wszystko
W zeszłym roku Polak do końca walczył o podium mistrzostw świata, ostatecznie na nim nie stanął. W dużej mierze było to wynikiem strategii BMW, które postanowiło skupić się na pracy nad nowym bolidem, zaniechując rozwoju aktualnego. Niezależnie od tego, co o tym myśleliśmy i myślimy, Kubica przystępuje do kolejnego rozdania, pełen nadziei i wiary w sukces. - Mam jeden cel: wycisnąć z siebie i bolidu wszystko, co jest co wyciśnięcia. Tylko wówczas będę w stanie walczyć z najlepszymi i do końca utrzymać szansę na tytuł. Podczas testów różnice między poszczególnymi zespołami były minimalne, ale czy podobnie będzie w trakcie sezonu, zobaczymy. O wszystkim mogą zadecydować dwa ważne czynniki - przygotowanie bolidu pod kątem danego toru, co przy ograniczeniu testów wydaje się sporym wyzwaniem, oraz praca opon. Nowy ich rodzaj sprawia, że tylko w minimalnym zakresie możemy korzystać z danych zgromadzonych w poprzednich latach - mówi krakowianin. Kubica mierzy wysoko. Ma talent, umiejętności, fantastycznie panuje nad bolidem, nie boi się podejmować ryzyka, świetnie spisuje się w ekstremalnych warunkach, przy padającym deszczu, jest szalenie opanowany i odporny na stres. Być może jest nawet najlepszym kierowcą w stawce, choć sam przekonuje, iż najlepszy jest ten, kto na koniec sezonu zostaje mistrzem świata. W ubiegłym roku wygrał pierwszy w karierze wyścig, był liderem cyklu, do końca walczył o podium. Tyle że Formuła 1 zależy nie tylko od osoby władającej naszpikowaną supernowoczesną technologią kierownicą, ale i od sprzętu. Bolidu - jego możliwości, niezawodności. BMW w minionym sezonie spisywało się bez zarzutów, nie odmawiało posłuszeństwa, lecz - pod koniec - wyraźnie ustępowało Ferrari, McLarenowi, a nawet Renault.
BMW myśli o tytule
Teraz niemiecko-szwajcarski zespół ma włączyć się do walki o tytuł, i to walki skutecznej. Theissen nie pozostawia wątpliwości: - Realizujemy program długoterminowy. W pierwszym sezonie startów chcieliśmy regularnie zdobywać punkty, w drugim - stanąć na podium, w trzecim - wygrać pierwszy wyścig. Wszystkie te cele udało się nam osiągnąć. W 2009 roku mamy zamiar wykonać kolejny, najtrudniejszy krok do przodu: walczyć o mistrzostwo świata - mówi z przekonaniem. BMW na pewno będzie w gronie faworytów, ale coś więcej na temat szans i aktualnego rozkładu sił dowiemy się dopiero w Melbourne. Przedsezonowe testy wyglądały bowiem zaskakująco. Podczas ostatnich prób rewelacyjnie spisywały się bolidy w barwach Brawn GP (czyli Brytyjczyk Jenson Button i Brazylijczyk Rubens Barichello), a więc teamu, który powstał dopiero na początku marca. Oczywiście "na papierze", bo został założony na fundamentach Hondy, przejmując jej cały dorobek, potencjał zarówno ludzki, jak i technologiczny, ale nikt się nie spodziewał, że będzie osiągał tak spektakularne wyniki. - Wydaje się, że powinni być mocni, na czele stawki, ale znowuż testy to nie wyścigi. Ciekawe, jak wypadną w boju - przyznaje Hiszpan Fernando Alonso, as Renault. Na przeciwległym biegunie znalazł się McLaren, który dla odmiany jeździł zadziwiająco słabo i odstawał od reszty stawki. Czy to się potwierdzi w niedzielę, przekonamy się. Na razie o formie i możliwościach dziesięciu zespołów można tylko dywagować.
Formuła 1, wbrew finansowemu krachowi i czarnym prognozom, ma się dobrze. Choć odchodzili sponsorzy, a inni zapowiadali rychłe wycofanie się z finansowania, na starcie niedzielnego wyścigu w Melbourne stanie 20 bolidów, na trybunach pojawi się komplet widzów, miliony przed telewizorami i karuzela zacznie się kręcić od nowa. My możemy być dumni, iż w gronie bohaterów, na których skupi się uwaga, będzie nasz rodak. Kubica już jest gwiazdą rozpoznawalną w każdym zakątku sportowego świata, ale tak naprawdę wielka przygoda i wielka kariera dopiero przed nim.
Piotr Skrobisz
To warto wiedzieć
- Robert Kubica zadebiutował w Formule 1 6 sierpnia 2006 r. podczas Grand Prix Węgier. Zajął siódme miejsce, ale został zdyskwalifikowany za zbyt niską wagę bolidu. "Winna" okazała się gaśnica, która uszkodziła się i wyciekła podczas wyścigu.
- Niedługo później, 10 września, Polak znalazł się na ustach sportowego świata - prestiżowe Grand Prix Włoch na torze Monza zakończył na trzecim miejscu, wygrał Michael Schumacher. Legendarny Niemiec kończył wówczas karierę, a specjaliści nie mieli wątpliwości, iż oto pojawił się jego następca.
- Rok 2007 zakończył bez podium. Sytuacja taka miała miejsce pierwszy raz w jego karierze, licząc także wcześniejsze serie, w jakich startował. Problemem Roberta był szwankujący bolid. W czerwcu w Kanadzie przeżył koszmarnie wyglądający wypadek, z którego cudem wyszedł niemal bez zadrapnięcia.
- Przełom nastąpił w kolejnym sezonie. Wygrał... w Kanadzie pierwszy wyścig, aż sześć innych kończył w czołowej trójce. Przez moment był liderem mistrzostw świata, do końca walczył o podium. Ostatecznie uplasował się tuż za nim, przegrywając z Kimim Raikkonenem. Fin zgromadził na koncie tyle samo punktów co Polak, 75, ale wygrał dwa wyścigi. To zadecydowało.
- Kubica startował w 40 wyścigach Grand Prix, zdobył w sumie 120 punktów.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-03-26

Autor: wa