Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak w teatrze marzeń

Treść

Jeszcze nigdy w historii finał piłkarskiej Ligi Mistrzów nie budził takich emocji, bo nigdy nie grały w nim dwie drużyny powszechnie uznawane za najlepsze w świecie. Tym razem życie napisało fantastyczny scenariusz i dziś wieczorem na murawę rzymskiego Stadionu Olimpijskiego wyjdą wojownicy w barwach FC Barcelony i Manchesteru United, by stworzyć spektakl, który wspominać będziemy latami. Takie są nadzieje, takie są pragnienia, taka jest pewność. Kto wygra? O, na to pytanie odpowiedzieć już nie sposób. Szanse są równe, pół na pół. Idealnie.
Barcelona i Manchester to kawał historii europejskiej piłki, kluby-legendy, mające fantastyczną przeszłość, teraźniejszość i zapewne także przyszłość, miliony fanów w każdym zakątku świata i wielkie marzenia, które mogą zrealizować już dziś. Katalończycy w ciągu ostatnich miesięcy zdominowali w sposób niemal absolutny każde rozgrywki, w jakich występowali. Zdobyli mistrzostwo Hiszpanii, deklasując po drodze odwiecznego rywala, Real Madryt. Wywalczyli puchar kraju, w finale gromiąc Athletic Bilbao. Sukcesy osiągali w stylu zachwycającym, prezentując futbol piękny dla oka, ofensywny, porywający. Żaden inny klub na świecie nie budził takich emocji. Wszystko to jednak dziś nie ma żadnego znaczenia, "Barca" chce pójść dalej, sięgnąć po trofeum najważniejsze i najcenniejsze. I pewnie nie byłoby z tym większego problemu, gdyby po drugiej stronie barykady nie stał przeciwnik najgodniejszy z możliwych - Manchester United. Obrońca tytułu sprzed roku, pierwszy, który może wygrać Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu. United mają już na koncie mistrzostwo Anglii. Wywalczyli je w kapitalnym stylu, bezapelacyjnie. W LM początkowo może nie zachwycali, rozkręcali się powoli, ale jak już złapali wiatr w żagle, nikt nie był ich w stanie powstrzymać. W obecnej edycji tych rozgrywek nie zaznali jeszcze porażki, jako jedyni. Chcą tę passę podtrzymać.
Droga - MU jest niepokonany
Co ciekawe, "Barca" do Rzymu startowała z trzeciej rundy kwalifikacji. Miała za sobą fatalny sezon ligowy, w którym doznała mnóstwo upokorzeń, nie zdołała wywalczyć nawet bezpośredniego awansu. Na początku los skojarzył Katalończyków z Wisłą Kraków i oczywiście nie mieli większych problemów, ale rewanżowy mecz pod Wawelem przegrali. I był to ich jedyna (!) wyjazdowa porażka w tegorocznej Lidze Mistrzów. Potem już zachwycali. W fazie grupowej zmiażdżyli na wyjeździe FC Basel (5:0) i Sporting Lizbona (5:2), w 1/8 finału Barcelona - Olympique Lyon (5:2), ćwierćfinale Bayern Monachium (4:0). Schody napotkali dopiero w półfinałowym starciu z Chelsea Londyn, który przebrnęli szczęśliwie, dzięki bramce Andresa Iniesty w doliczonym czasie gry.
Manchester w grupie zremisował aż cztery mecze, dwa wygrał i awansował bez problemów. Potem w efektownym stylu poradził sobie z mającym mocarstwowe aspiracje Interem Mediolan, ale w ćwierćfinale musiał sporo namęczyć się z FC Porto. Po remisie u siebie (2:2), na wyjeździe wygrał 1:0 dzięki bramce Cristiano Ronaldo. Półfinał z Arsenalem Londyn był już teatrem jednego aktora (oczywiście MU), część mediów określiła go mianem starcia mężczyzn z chłopcami.
Kto wygra? Messi czy Ronaldo?
Hiszpanie w obecnej edycji strzelili aż 34 bramki, sam Argentyńczyk Lionel Messi trafił osiem razy. Te liczby przemawiają do wyobraźni. Ale to Manchester jest w Lidze Mistrzów niepokonany od 2 maja 2007 roku i śrubuje niesamowity rekord. Barcelona ma w składzie genialne trio, zdolne rozmontować każdą defensywę świata: Messiego, Thierry'ego Henry'ego i Samuela Eto'o (w tym sezonie zdobyli razem aż 71 bramek). Poza tym ma fantastycznych rozgrywających - Xaviego i Andresa Iniestę. Ich zaawansowanie techniczne sięga szczytu, ich gra jest widowiskiem, spektaklem, sztuką. Filigranowy Messi udowadnia, iż współczesny piłkarz wcale nie musi przypominać atlety i gladiatora, bo przy swoich ledwie 169 cm wzrostu potrafi ośmieszyć i wbić w ziemię każdego rywala, a tak naprawdę znajduje się w wąskim gronie dwóch aktualnie najlepszych futbolistów świata. Tym drugim jest Ronaldo - as Manchesteru. Dziś w Rzymie jeden z nich może stać się bohaterem, może przesądzić o sukcesie swej drużyny, może zyskać sławę po wsze czasy. Portugalczyk ma poprowadzić do zwycięstwa United, ale nie sam. Obok będzie miał wojowników wyjątkowych i walczących do samego końca. Bodaj najbardziej niedocenianego piłkarza globu, rewelacyjnego Wayne Rooneya, Andersona, Ryana Giggsa czy tworzących parę stoperów niemal nie do przejścia - Rio Ferdinanda i Nemanję Vidica. Obie drużyny są niesamowicie mocne i to gwarantuje fantastyczne emocje. Chyba że... taktyka i chłodna kalkulacja wezmą górę i obaj trenerzy nakażą swym podopiecznym grać zachowawczo, obawiając się otworzyć. Szczęśliwie sir Alex Ferguson i Josep Guardiola wyznają jednak inną filozofię piłki, kochają widowiska, bramki.
Trenerzy: doświadczenie kontra fantazja
Na ławce Manchesteru zasiada instytucja. Człowiek-legenda, jeden z najlepszych trenerów w historii, symbol sukcesu. Ferguson pracuje na Old Trafford już 23 lata i ma ochotę na kilka następnych. Przez ten czas zdobył z drużyną aż 25 trofeów, dwa razy wygrywał Ligę Mistrzów. Jest strategiem i motywatorem, potrafi jak nikt inny dbać o swych zawodników, szczególnie tych młodych, dopiero wchodzących w świat dorosłej piłki. Z kolei Guardiola jest przedstawicielem nowej fali szkoleniowców. W obecnym sezonie ten były piłkarz "Barcy" zadebiutował na jej ławce i dostał zadanie uporządkowania drużyny po fatalnych poprzednich rozgrywkach. Sztuka ta udała mu się w stylu porywającym, piłkarzom pozwolił grać pięknie, jednocześnie wymagając pracowitości i oddania. Tak podczas meczów, jak i treningów. Podzielona, skłócona wewnętrznie ekipa znów stała się jednością, a Guardiola w swym pierwszym sezonie osiągnął spektakularne sukcesy.
Który z nich dziś okaże się lepszy, przechytrzy konkurenta? Tytuł może sugerować, że więcej szans dajemy Anglikom (Old Trafford jest nazywany "teatrem marzeń"), ale tak nie jest. Pół na pół, tak obstawiamy, niech wygra lepszy. Lepszy z najlepszych.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-05-27

Autor: wa