Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ile niezależności będzie miał Wojtunik?

Treść

Z posłem Zbigniewem Wassermannem (PiS) z sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych rozmawia Mateusz Dąbrowski
Dlaczego wstrzymał się Pan od głosu w sprawie zaopiniowania kandydatury Pawła Wojtunika na stanowisko szefa CBA?
- To była forma protestu przeciwko formule odwołania poprzedniego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, gdyż istnieją wątpliwości, czy stało się to zgodnie z przepisami prawa. Chciałbym jednak podkreślić, że nie ma to związku z kompetencjami i profesjonalizmem nowego szefa. Chcę w ten sposób zwrócić uwagę na to, że zmiana w tej instytucji dokonała się w bardzo wątpliwych prawnie okolicznościach, a te okoliczności nie są spowodowane przez nowego szefa, a przez tego, który do niej doprowadził.
Poprzedni szef CBA ujawnił niezwykle niewygodną dla premiera i dla jego ekipy rządowej aferę, która powodowała daleko idące skutki. Tak daleko idące, że Kamiński zapłacił za to utratą stanowiska. Jeśli to stanowisko zajmuje inna osoba, to powstaje pytanie, czy nie dzieje się to bez udziału premiera, a jednocześnie jest to sygnał ostrzegawczy, gdzie są granice niezależności działania tej służby. To byłby bardzo zły sygnał nie tylko dla tej służby, lecz także dla wszystkich organów ścigania w Polsce.
Na jakim etapie są prace sejmowej komisji, która zajmuje się sprawą odwołania Mariusza Kamińskiego?
- Sytuacja jest - delikatnie mówiąc - złożona, bo komisja sejmowa, która badała tę sprawę, nie uzyskała argumentu przekonującego o tym, że decyzja ta ma oparcie prawne. Bo ani pan Cichocki, ani pan premier nie ujawnili opinii publicznej, który z punktów przewidziany w ustawie o CBA został naruszony przez Mariusza Kamińskiego i dawał podstawę do jego odwołania. Nie można z prawnego punktu widzenia robić takiego "dziwoląga", że wybiera się pewien fragment jednej przesłanki i twierdząc, że ponieważ ma postawione zarzuty, wchodzić w inną. To świadczy o jego nieskazitelności. Nie można chociażby dlatego, że zarzuty w świetle zasady domniemania niewinności niczego nie przesądzają, a takie zróżnicowanie przesłanek pokazuje, że powoływanie się w połowie na jedną, a w połowie na drugą jest śmieszne. Albo ktoś z powodu zarzutów został prawomocnie skazany i wtedy można użyć tego argumentu, albo ktoś narusza pewne normy etyczne i nie jest nieskazitelny, ale do tego wcale nie są potrzebne zarzuty. To wszystko pokazuje, w jakim rozkroku stał premier, szukając powodu odwołania szefa CBA, jednocześnie podpierając się Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego, której szef wszczął postępowanie odbierające Mariuszowi Kamińskiemu certyfikat bezpieczeństwa. Myślę, że to jest najgroźniejsze, bo kiedy taki certyfikat zostanie odebrany, to szef zostaje pozbawiony głównego instrumentu sprawowania swojej funkcji. Moim zdaniem, jest to swoiste ubezpieczenie na wypadek, gdyby sąd orzekł, że odwołanie Kamińskiego było niezgodne z prawem. Wówczas w rezerwie pozostaje kwalifikacja o dostępie do informacji tajnych, którą z oczywistych względów uruchomił Krzysztof Bondaryk.
Premier może obawiać się konsekwencji prawnych?
- Musimy poczekać na orzeczenie organu rozstrzygającego, dlatego że polityczny ogląd tej sprawy nic nie daje. Jedynym organem właściwym do rozstrzygania jest tutaj sąd. Pragnę zwrócić uwagę, że jeżeli premier mówi, iż Kamiński był funkcjonariuszem, to wynika to z decyzji, na mocy której go powołał. Dzisiaj premier go odwołuje i robi to z pełną konsekwencją, czyli odwołuje go tak samo, jak go powołał, a więc również z funkcji funkcjonariusza.
Opozycja nie przesadza, twierdząc, że kolejna ważna instytucja, jaką jest CBA, została upartyjniona...
- Oczywiście. Jest to przejęcie kolejnej po prokuraturze, służbach specjalnych, Najwyższej Izbie Kontroli, Instytucie Pamięci Narodowej instytucji przez Platformę Obywatelską. Mówię to z pełną świadomością uznania dla fachowości i profesjonalizmu nowego szefa CBA. Zastanawiam się, w jak trudnej sytuacji został on postawiony, kiedy jego poprzednik z najlepszą wolą robił to, co jest najtrudniejsze, czyli nie bał się konfrontacji z przedstawicielami władzy, kiedy dochodził do wniosku, że łamią prawo. Sądzę, że Wojtunik ma bardzo dobre intencje, tylko jeszcze nie miał możliwości skonfrontowania ich z rzeczywistością. Natomiast mój niepokój budzi to, co obecnemu szefowi będzie wolno, bo on jest wzięty na zasadzie osoby, której dotychczasowe doświadczenia, profesjonalizm i dobra opinia mają przykryć bezprawność odwołania poprzednika. Bo to jest taki mechanizm. Po co mamy dyskutować o tym, który padł, skoro przyszedł ten, który wniósł ze sobą cenny bagaż. Teraz przeszłość tego cennego bagażu ma przykryć to, co było niewygodne w działaniu jego poprzednika dla ekipy rządzącej.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-11-21

Autor: wa