Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Halloween krzywdzi człowieka

Treść

Pierwszy dzień świąt listopadowych, Uroczystość Wszystkich Świętych to wyjątkowo radosny dla mnie dzień. Bardzo wyraźnie na pamięć przychodzą mi, wtedy słowa prośby Ukochanego Papieża: "Uczyńcie kończący się wiek i nowe tysiąclecie erą ludzi świętych!". Ukochany Ojciec Święty przy każdej sposobności dodawał, byśmy się nie lękali...BYĆ ŚWIĘTYMI. Do kogo te słowa Papa kierował? Do gronka wybranych dusz? Nie, słowa te kierował z wielką mocą do każdego z nas, a gdyby mógł to wymieniłby nas po imieniu - każdego z osobna - takie było Jego pragnienie serca, ale prosił o wybaczenie, że jest to niemożliwe do spełnienia. Dlaczego ludzie lękają się podjąć to wyzwanie? Swój lęk ukrywają mówiąc, że nie są godni takiego zaszczytu, udając tym pokorę i znajdując w tym bezpieczne wytłumaczenie pozbycia się odpowiedzialności przyjęcia wezwania. Drugi dzień świąt listopadowych, Święto Wszystkich Zmarłych przeżywam w szczególnej więzi z najdroższymi, którzy poprzedzili mnie w odejściu do domu Pana. Jest jakaś przepiękna tajemnica w rytuale różańca świętego za dusze zmarłe, nawiedzenia cmentarza i zapalenia lampki. Ta lampka-światło jest niesamowitym symbolem naszej łączności ze zmarłymi. Wierzę w świętych obcowanie i dusz zmarłych. Mam nawet sposób łączenia się z nimi. A jest to sposób niezwykły, nie znający ani czasu ani przestrzeni. Jedynie wymaga gorącej wiary. Tym sposobem łączącym nas jest modlitwa. Choć moja natura ludzka wzdryga się przed śmiercią i jej nie pragnie, staram się usilnie w tym dniu popatrzeć dalej niż sięgają oczy mego ciała i zobaczyć, że śmierć nie jest końcem mojego życia a je tylko zmienia. Przyznaję, że to trudne rozmyślanie. Zaraz też mi przychodzi do głowy myśl, że jeśli śmierć zmienia moje życie, to na jakie inne życie jest to zmiana? Na lepsze? Na gorsze? Zaraz też uderza mnie, jak grom z jasnego nieba świadomość, że to ode mnie tu na ziemi zależy, jakie to moje życie po śmierci będzie. Jestem za siebie odpowiedzialna. Jakaś boleść mnie ogarnia i trud, który chyba jest lękiem. I znów wracam myślami do dnia poprzedniego, do Uroczystości Wszystkich Świętych, do słów Jana Pawła II "nie lękajcie się być świętymi". I nagle te dwa święta się dla mnie harmonijnie łączą i przestaje mnie mrozić myśl o śmierci, być może przestaje się lękać. Widzę też inną rzeczywistość, jednak nie chcę brać w niej udziału, nie czuję więzi i potrzeby takiej, widzę w niej wielkie zagrożenie. Reklamy w sieci, w gazetach, plakaty na mieście, indywidualne zaproszenia, wystawy w sklepach, w restauracjach zapraszające na święto helloween. Nawet starsze panie na rynku warzywnym mają specjalnie przygotowane na tę okazję dynie na sprzedaż. Chodzi o to, by wieczór ten spędzić w atmosferze strachu i grozy, jednocześnie brać udział w śmiesznych zabawach, w których można się przebrać za śmierć, czy wiedźmę. Ogólnie chodzi o dobrą zabawę. Grono ludzi, nie tylko młodych bierze udział w imprezach z entuzjazmem, co napawa mnie osobiście smutkiem. Czy w tej maskaradzie jest czas na rozmyślanie o świętości i wieczności? Czyż cała istota świąt Wszystkich Świętych i Wszystkich Zmarłych w tej zabawie i przyjemności nie gubi się całkowicie? Rozmyślanie o śmierci, choć nie jest łatwym jest bardzo kreatywnym w swej istocie. Buduje świadomość o odpowiedzialności za nasze czyny (życie). A autentyczna, głęboka radość przeżywania święta Wszystkich Świętych wskazuje nam kierunek życia, pcha nas ku świętości. Helloween strasznie spłyca ludzkie myślenie. Traktuje ludzi biorących w niej udział, jako stworzenia doczesne, na tu i teraz, na zabawę i przyjemność - nie obejmuje człowieka w całej swej istocie - czyli jest dla ludzi poniżające. Czy jestem w stanie na imprezie helloween, pod przebraniem, z wysokim poziomem adrenaliny we krwi z powodu oglądania np. horroru stać się lepsza? Czy takie doświadczenie daje mi jakąś mądrość? Owszem, daje chwilę przyjemności, która może kosztować mnie życie wieczne. Niektórzy, aby wieczór stał się jeszcze bardziej atrakcyjniejszy "bawią" się w wywoływanie duchów. Praktyka jest ta zabroniona przez Kościół dla dobra ludzi. Logicznie rzecz ujmując: przecież nie przyjdzie do nas duch konkretnej osoby, z którą chcemy "pogadać", bo dusze wszystkich zmarłych są albo świętymi i są już w niebie, ale są w czyśćcu, oczekując zbawienia i dusze te nigdzie się stamtąd nie ruszają ani na krok. Byłby śmiesznym mniemać, że człowiek ma władzę wywołać duszę z nieba, czy z czyśćca. Pod postacią wywoływanych duchów przychodzą zawsze złe duchy, bo te i owszem błąkają się po ziemi wszędzie i patrzą kogo, by tu pożreć. Nierozsądny człowiek w swej naiwności naraża się na śmierć wieczną - niby tą zabawą. Jak już przyjdzie zły duch to myślicie, że chce odejść? Nigdy! Zostaje, a zostaje po to, by męczyć swoją ofiarę, aż do końca. Myślę, że helloween jest zabawą ludzi niewierzących, a na pewno nie słuchających Jana Pawła II. Jeśli ktoś naprawdę kocha Boga i słuchał Papy omija takie imprezy z daleka. Myślę sobie, że ludzie są bardzo biedni, mniemając, że to tylko zabawa. Człowiek w swej głupocie może sobie żartować do woli, diabeł nigdy. Opętanie z takiej zabawy może ujawnić się nawet po kilkunastu latach ciężką chorobą, wypadkiem lub innymi nieszczęściami targającymi nieszczęsną duszę, która chciała się tylko pobawić. Pojawia się znów pytanie: czy my Jana Pawła II słuchaliśmy? Jak widzę zabawy helloween, jest jasnym dla mnie, że tylko klaskaliśmy będąc pod wpływem chwilowego entuzjazmu zachowań tłumu. To bardzo przykre. Skoro byśmy przyjmowali ze zrozumieniem słowa Jana Pawła II - przemieniałby one nasze serca i żylibyśmy inaczej. Skoro słuchalibyśmy Papieża nie podążalibyśmy za obcą "modą", bo po głębszym zastanowieniu ujrzelibyśmy prawdziwą istotę helloween, krzywdzącą człowieka. Serce, aż boli jak tylu młodych ludzi chce się tylko bawić nie patrząc na konsekwencje swoich czynów. Modlę się, by coraz więcej młodych ludzi zechciało poznać naukę Jana Pawła II i iść za nią. Wystarczy tylko CHCIEĆ. Ewa Adamska, 2006-11-03

Autor: wa

Tagi: helloween