Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gdynia dumna z Bieruta?

Treść

W centrum Gdyni, przy al. Józefa Piłsudskiego, znajduje się dziś urząd miasta. Każdemu, kto przechodzi przed frontonem budynku, rzucają się w oczy duże tablice na jego murze. Zwłaszcza jedna z nich, informująca, że: "Krajowa Rada Narodowa uchwałą z dnia 3 I 1945 roku postanowiła [...] odznaczyć miasto Gdynię Orderem Krzyża Grunwaldu III klasy".
Mimo zakodowanych w głowach wielu z nas sowieckich, propagandowych idiotyzmów i kłamstw, przyjmowanych często do dziś jako coś oczywistego, spójrzmy na rzecz świeżym okiem, zastanówmy się nad sensem tej tablicy i nad tym, jakie znaczenie może mieć jej eksponowanie na honorowym miejscu jeszcze w roku 2009!
Nasze okno na świat
Miasto Gdynia to duma odrodzonej Rzeczypospolitej Polskiej. W latach 1923-1939 mała wioska kaszubska zamieniła się w dużą, nowoczesną metropolię z portem, który pod względem wielkości przeładunków wyprzedził w pewnym momencie wszystkie stare porty bałtyckie!
Największa polska inwestycja okresu międzywojennego była obiektem nienawiści ze strony Niemców, ponieważ zaprzeczała ich szyderczej opinii o "polnische Wirtschaft" - złej polskiej gospodarce. Okazało się, iż polska gospodarka jest dobra pod warunkiem, że nie jest to pruska gospodarka w Polsce. Po latach wyszło na jaw, iż polska gospodarka jest dobra pod warunkiem, że nie jest to gospodarka sowiecka.
Co by nie powiedzieć, Gdynia - polskie okno na świat - jednoczyła Polaków w ogólnonarodowej dumie z osiągnięć gospodarczych w krótkim przecież okresie pierwszej niepodległości. "Docenili" to na swój zbrodniczy sposób Niemcy, wypędzając jesienią 1939 r. 80 tysięcy mieszkańców miasta na poniewierkę do tzw. Generalnej Guberni. Najlepszych, najaktywniejszych, najlepiej wykształconych spośród gdynian mordowali na miejscu bez sądów w Piaśnicy pod Wejherowem i w innych miejscach zbrodni.
Czas przełomu
Jest początek roku 1945. Za kilka miesięcy zakończą się działania wojenne w Europie. Rzeczpospolita Polska, według zapewnień naszych aliantów, będzie państwem suwerennym, odbędą się wolne, demokratyczne wybory. Na uchodźstwie działa legalny rząd RP uznawany przez cały świat, ale z wyjątkiem Niemiec Hitlera i ich sojuszników oraz Związku Sowieckiego, który jest już po nieformalnych, tajnych uzgodnieniach z naszymi "aliantami", godzącymi się "w imię światowego pokoju" pozostawić po wojnie Polskę w sowieckiej strefie wpływów. Godzą się na faktyczne odebranie nam suwerenności, jednak z zachowaniem wszelkich pozorów, bo pozory w polityce są najważniejsze. W trosce o te pozory Brytyjczycy będą namawiać Stanisława Mikołajczyka do rozmów ze Stalinem i przystąpienia do tzw. Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Ten kontrolowany przez Stalina "rząd" pozwoli "aliantom" na zgrabne wywinięcie się z wszelkich zobowiązań wobec Polski. Przecież macie już demokratyczny rząd z waszym człowiekiem, który przyjechał prosto z Londynu! Mogli umyć ręce i wypowiedzieć uznanie dla legalnej władzy RP. W pierwszych dniach lipca uznają "rząd" zaprojektowany przez Stalina.
To stanie się jednak dopiero w lecie.
Wróćmy do 3 stycznia 1945 r. - daty gdyńskiej "uchwały" KRN. Kto miał prawo nadawania wszelkich odznaczeń w Polsce w tym czasie? Na pewno władze konstytucyjne RP: prezydent i Sejm. Prezydentem był wówczas Władysław Raczkiewicz (do śmierci 6 czerwca 1947 r.), a zamiast Sejmu mieliśmy jego namiastkę w postaci zakonspirowanej Rady Jedności Narodowej, która 15 marca 1945 r. wyda pamiętną deklarację "O co walczy naród polski", w której za główne cele wojenne Polski uzna walkę z Niemcami do końca oraz odbudowę Polski niezależnej, suwerennej, integralnej, bez wojsk sowieckich na jej terytorium.
Zdrajcy
Kim była tzw. Krajowa Rada Narodowa? Była to grupa nieformalna o charakterze dywersyjnym i propagandowym, służąca interesom politycznym Związku Sowieckiego, stworzona, utrzymywana i kontrolowana przez siły policyjne tego państwa. Co więcej, była to niewątpliwie grupa przestępców politycznych, bo - wbrew polskiemu porządkowi konstytucyjnemu - przypisywała sobie prerogatywy Sejmu RP! Wydawała "dekrety" i wygłaszała enuncjacje odnośnie do tego, jaki będzie ustrój polityczny Polski po wojnie (przede wszystkim sławetny, pisany w Moskwie tzw. Manifest). Każdy z członków tej grupy stanąłby po wojnie przed sądem polskim i zostałby niewątpliwie skazany za zbrodnię stanu, czyli zbrodnię przeciwko własnemu państwu. Tylko że po wojnie nie było ani polskiego rządu, ani polskiego Sejmu, ani polskich sądów - jedynie ich sowieckie, propagandowe atrapy. Na czele grupy przestępczej, "odznaczającej" Gdynię, stał sowiecki agent Kominternu i GRU (sowieckiego wywiadu wojskowego), niejaki Biernacki, znany bardziej pod partyjnym akronimem Bolesław Bierut, przed wojną obywatel RP, więc też niewątpliwy przestępca i zdrajca, wysługujący się obcemu, agresywnemu państwu, z którym nasz kraj nie utrzymywał w tym czasie stosunków dyplomatycznych.
Czy miasto Gdynia rzeczywiście jest dumne - w roku 2009, roku
70-lecia wojny! - z takich "patronów"? Czy prezydent miasta i jego radni dumni są z odznaczenia podpisanego przez wielokrotnego mordercę polskich patriotów - takich jak generał August Emil Fieldorf "Nil" - "obywatela prezydenta", odmawiającego im prawa do sowieckiej łaski po tym, jak zostali skazani na karę śmierci na podstawie dekretów KRN? Nie wierzę, bo znam osobiście i prezydenta Gdyni, i wielu radnych!
Odznaka GL...
A skąd wziął się "order", którym Bierut tak ochoczo "odznaczył" Gdynię? Nie ma go w wykazie polskich odznaczeń przed wybuchem wojny. Został "ustanowiony" przez KRN jako order "państwowy" (!) 20 lutego 1944 roku. Tego, że KRN nie miała żadnych uprawnień do stanowienia w Polsce orderów, zwłaszcza "państwowych", nie muszę chyba dodawać. To jednak nie wszystko, ponieważ do tego "orderu" przyznaje się jeszcze inna grupa sowieckich wisielców - tzw. dowództwo główne Gwardii Ludowej, które go "ustanowiło" jeszcze wcześniej, w listopadzie 1943 roku. Inicjatorem "orderu" był Franciszek Jóźwiak, sowiecki "partyzant", pierwszy mąż Fajgi Danielak vel Heleny Wolińskiej, po wojnie komendant główny MO i wiceminister bezpieki. Mroczna postać w powojennej historii Polski. On też dostał wymyślony przez siebie "order", tylko że nie III klasy, jak Gdynia, lecz klasy I!
Krzyż I klasy otrzymały też takie sowieckie zbiry, jak: Biernacki vel Bierut, Siergiej Gorochow vel Stanisław Popławski, Karol Świerczewski, Wanda Wasilewska, Michał Łyżwiński vel Michał Żymierski, skazany w Polsce przed wojną za korupcję, Dmitrij Ustinow. Order II klasy dostał m.in. Mikołaj Demko (Diomko?) vel Mieczysław Moczar.
Już w grudniu 1943 r. nowy "order" otrzymał niejaki Stefan Kilanowicz, znany jako Grzegorz Korczyński (!). Ten znany bandyta z UB, wiceminister MBP w latach 1944-1946, w roku 1945, gdy "odznaczano" Gdynię, dokonywał pacyfikacji wsi na Lubelszczyźnie, podejrzanych o "sprzyjanie bandytom", czyli żołnierzom polskiego podziemia antykomunistycznego. W roku 1970 dowodził wojskami, które pacyfikowały Gdynię i zabijały ludzi na ulicach! Pomnik zamordowanych wtedy młodych gdynian stoi o kilkadziesiąt kroków od sowieckiej tablicy!
W czasach PRL, by zdjąć odium z partyjnego orderu, władze komunistyczne "odznaczały" nim pośmiertnie wybitnych Polaków (nie żyli, więc nie mogli protestować...), takich jak Wincenty Witos czy płk Stanisław Dąbek. Na nic się to zdało, w grudniu 1992 r. Sejm RP zniósł to komunistyczne odznaczenie. Co prawda, jacyś pogrobowcy Polski sowieckiej próbują je obecnie przywrócić, ale, jak wiadomo, dziś w Polsce na wiele rzeczy panuje przyzwolenie... Mam nadzieję, że Gdynia nie pozwoli się dalej obrażać.
Za "wyzwolenie społeczne"
Obok sowieckiej tablicy wisi druga, informująca, że w maju 1976 r. Rada Państwa PRL odznaczyła Gdynię Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, m.in. za "walkę o wyzwolenie społeczne". Ta sama Rada Państwa, która pięć lat później obklei Polskę obwieszczeniami o stanie wojennym, firmując zamach stanu dokonany przez juntę Jaruzelskiego.
Nie sądzę, by miasto Gdynia potrzebowało komunistycznych odznaczeń, ma dość powodów do chwały. Te "odznaczenia", tak mocno eksponowane, obrażają natomiast świadomych swej tożsamości mieszkańców miasta. Rada Miasta Gdyni, która tych mieszkańców reprezentuje, powinna je po prostu usunąć z gmachu urzędu miejskiego.
Zdrajcy i bohaterowie
Na murze urzędu wisi także tablica z nazwiskami pracowników Komisariatu Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, zamordowanych podczas wojny przez Niemców. Nazwiska ledwie widoczne, widać, że mocno oszczędzano na wykonaniu tablicy. Szkoda, bo w przeciwieństwie do tamtych, jest bardzo ważna. Zachowało się do dziś niemieckie zdjęcie propagandowe, pokazujące, jak niemiecki żołnierz zrywa godło Rzeczypospolitej z budynku Komisariatu. Pod spodem absurdalny podpis: "We wszystkich starych niemieckich miastach usuwa się polskie orły". Gdynia nie była nigdy niemieckim miastem, była wspólnym dziełem Polaków po odrodzeniu państwa w 1918 roku. Trzeba ze szczególnym szacunkiem pielęgnować pamiątki z przeszłości miasta, oddzielać prawdę od propagandy, bohaterów od zdrajców. To sprawa nie tylko Gdyni, lecz całego kraju. Panie i panowie radni, do pracy!
Piotr Szubarczyk
"Nasz Dziennik" 2009-04-21

Autor: wa