Dlaczego skrzydło nie wytrzymało?
Treść
Oderwanie fragmentu skrzydła samolotu Tu-154M przez 30-40-centymetrową brzozę jest oczywiste, ale przy założeniu, że konstrukcja samolotu była wcześniej naruszona. Pełnowartościowa, wzmocniona struktura płata nie powinna ulec takiemu zniszczeniu. Lotnictwo zna przypadki, w których skrzydła samolotów ścinały słupy energetyczne jak zapałki i wychodziły z tych kolizji bez większego szwanku.
- Wzdłuż całego płata, od kadłuba poczynając, po sam koniec, jest tzw. dźwigar, na którym oparte są żeberka i do nich przynitowane jest poszycie pracujące. Ten dźwigar to belka ze stali chromowo-molibdenowej. To stal o najwyższej wytrzymałości. Nie jestem do końca przekonany, czy taka brzoza dałaby radę konstrukcji Tu-154M. Jeśli faktycznie skrzydło zostało uszkodzone przez drzewo, to należałoby upewnić się, czy przed kolizją na płacie były jakieś uszkodzenia, pęknięcia, które może przeoczono - zaznacza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" ekspert z zakresu badania wypadków lotniczych.
Podobnie sprawę ocenia doświadczony wojskowy pilot samolotów transportowych. - Skrzydło podczas lotu pracuje, trzyma cały samolot. Wręcz niemożliwością jest, by tak łatwo uległo zniszczeniu podczas kontaktu z drzewem - mówi pilot. Jak zaznacza, praktyka dowodzi, że w starciu z przeszkodami skrzydła samolotów nie są bez szans i znane są przypadki takich kolizji.
W latach 90. odnotowano w Siłach Powietrznych dwa przypadki, w których samoloty transportowe An-26 ścinały skrzydłem słupy oświetleniowe i energetyczne. Tak było na lotnisku w Szymanach podczas podejścia w warunkach dużego zachmurzenia. - Wielki drewniany słup oświetleniowy płyty został wówczas ścięty jak zapałka, a na krawędzi natarcia skrzydła zostało tylko lekkie wgłębienie - zaznacza pilot. Do podobnego incydentu doszło w Katowicach - Mierzęcicach. Tam samolot został podprowadzony za bardzo na lewo od pasa startowego. Kiedy kontroler nakazał pilotowi wykonanie mocnej korekty lotu w prawo, samolot uderzył w żelbetowy słup energetyczny. Również i w tym przypadku słup został ścięty, a na skrzydle pozostały jedynie wgniecenia i zarysowania.
Nietrafna analogia Millera
Jak zaznacza nasz rozmówca, gdyby konstrukcja płata Tu-154M była wcześniej naruszona, zniszczenie skrzydła byłoby bardziej zrozumiałe. Tyle że taką usterkę musiałby przeoczyć zakład remontowy w Samarze, który w grudniu 2009 roku zakończył remont polskiego tupolewa, lub uszkodzenie musiałoby powstać podczas dalszej eksploatacji samolotu. - Miałem okazję widzieć, jak remontowane były antonowy. Samoloty były szczegółowo sprawdzane, prześwietlane, malowane specjalnym preparatem, który pozwalał zobaczyć każde najmniejsze pęknięcie. Trudno mi wyobrazić sobie, że podczas remontu Tu-154M w Samarze przeoczono by takie szczegóły - tłumaczy pilot.
Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego w tym zakresie wątpliwości nie miała. Przyjęto, że samolot po remoncie w zakładach w Samarze był w pełni sprawny, podobnie jak w dniu katastrofy, i jego stan techniczny nie miał żadnego wpływu na przebieg zdarzenia z 10 kwietnia 2010 roku.
W trakcie prezentacji raportu minister Jerzy Miller, szef komisji, próbując rozwiać wszelkie wątpliwości, porównał zderzenie skrzydła samolotu do zderzenia samochodu z drzewem. - A co by było, gdyby rozpędzony samochód uderzył w takie drzewo? - pytał retorycznie minister. O ile skutki takiego zderzenia są oczywiste, o tyle już samo porównanie jest mocno nietrafione z uwagi na różnice wynikające nie tylko z różnicy mas, ale też miejsca - wysokości drzewa, na której doszłoby do takiego uderzenia. Do tego obie konstrukcje znacznie się różnią.
- Nie można porównywać kolizji skrzydła Tu-154M do zderzenia samochodu z drzewem, bo uderzenie auta centralnie w przeszkodę sprawia, że cała jego masa, a także przewożonego ładunku powoduje zgniecenia konstrukcji. Do tego samochód to zwykła blacha, a nie dźwigar chromowo-molibdenowy - ripostuje nasz ekspert. Jak dodaje, narracja komisji w tym zakresie nie jest dla niego przekonująca. Nie dlatego, że zniszczenie skrzydła Tu-154M przez brzozę było mało prawdopodobne, ale dlatego że mechanizm zniszczeń nie został podparty dowodami i wyliczeniami. Jak zauważa, być może mocne argumenty w tym zakresie wskaże grupa ekspertów, którzy na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie dokonują w Rosji badań wraku Tu-154M.
Marcin Austyn
Nasz Dziennik 2011-09-21
Autor: au