Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Czy Gdańsk straci historyczną panoramę?

Treść

Z Waldemarem Rekściem z Towarzystwa Opieki nad Zabytkami w Gdańsku rozmawia Piotr Czartoryski-Sziler 20 lutego br. w Domu Uphagena w Gdańsku odbyła się uroczystość powołania nowej instytucji kultury - Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Wkrótce mają rozpocząć się przy ulicy Podwale Przedmiejskie prace związane z budową tego teatru, jednak jego projekt rażąco odbiega od historycznej zabudowy miasta. Dlaczego został on zaakceptowany przez pomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków? - Gdański Teatr Szekspirowski już jako swego rodzaju instytucja lub formalne przedsięwzięcie stanowi kontynuację wielkiego dzieła prof. Jerzego Limona, który z najwyższego podziwu i szacunku godnym uporem tworząc Fundację Theatrum Gedanense, dążył do odtworzenia w Gdańsku unikatowego teatru elżbietańskiego, to znaczy dawnej szkoły fechtunku używanej zarazem jako sali teatralnej, w której w czasach wielkiego Szekspira angielskie zespoły teatralne wystawiały szekspirowskie sztuki. Pierwotnie zamierzano budowlę tę odtworzyć w historycznym kształcie i na zlecenie Fundacji wybitny architekt pan Marcin Kozikowski opracował wręcz rewelacyjny projekt oparty o zachowane dawne ryciny, badania archiwalne i wykopaliska archeologiczne. Projekt ten znakomicie się komponował z pierwotnymi zamiarami zakończenia odbudowy gdańskiego zespołu staromiejskiego i wpisania jego na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Plany te zaczęto początkowo realizować, po czym bez żadnych racjonalnych powodów, i to wbrew światowym tendencjom - dość popatrzeć na Niemcy - zarzucono i dziś usiłuje się w zabytkowe mury pakować szkło i beton, niszcząc jeden z najpiękniejszych zespołów staromiejskich na świecie. Przy ogromie szacunku do prof. Limona trudno zrozumieć, jakim racjom uległ, decydując się ponownie na ogłoszenie dość dziwnego "konkursu" (zdumiewająco podobnego do tego w Ciechanowie) i preferowanie szklano-betonowego bunkra w miejsce historycznej rekonstrukcji na oryginalnych fundamentach, która dla Gdańska mogła się stać wielką turystyczną atrakcją światowej skali, może i większą niż rekonstrukcja londyńskiego Globe Theatre, nieposadowiona w oryginalnym miejscu. Być może prof. Limon ma nadzieję na uczynienie z tego obiektu ośrodka kulturalnego światowej skali, ale pomijając wszystkie inne względy. Jest to rażący błąd, gdyż szkła i betonu mamy w świecie już w nadmiarze i mądrzy Anglicy dobrze wiedzieli, co robią, rekonstruując Globe w historycznym kształcie. Projekt prof. Rizziego byłby może i znakomity, ale nie w tym miejscu, i nie w tym celu. A fakt, że został zaakceptowany przez wojewódzkiego konserwatora zabytków, jest ewidentnym skandalem. Kolejnym dobitnym przykładem, że po wprowadzeniu w życie niefortunnej ustawy o ochronie zabytków za rządów premiera Millera świat konserwatorów zabytków otwarto właściwie dla wszystkich i dziś w ich roli występują urbaniści (jak w Ciechanowie) lub archeolodzy, jak właśnie w Gdańsku. Budowa teatru na pewno jest potrzebna miastu, dlaczego jednak nie wzięto pod uwagę projektu pana Kozikowskiego, który zakładał historyczną zabudowę? - W Gdańsku od pewnego czasu działa osobliwa "szkoła" kierowana głównie przez urbanistów, preferujących pakowanie szkła i betonu, gdzie tylko jest to możliwe, bez szacunku dla historii, piękna i estetyki. Jestem wielbicielem dobrej nowoczesnej architektury, ale trzeba znać jej miejsce. Jeden z najwybitniejszych architektów świata, sir Norman Foster, twórca pięknie wkomponowanego w plac Piłsudskiego modernistycznego biurowca "Metropol", był jednocześnie gorącym orędownikiem całkowitej historycznej rekonstrukcji Pałacu Saskiego przy tym samym placu wbrew "nawiedzonym", którzy resztki zachowanej kolumnady z Grobem Nieznanego Żołnierza chcieli otoczyć szkłem i betonem. Motywacje bywają różne, bo historyczna rekonstrukcja eliminuje większość potencjalnych wykonawców na rzecz firm specjalistycznych, ale też i kryje się za tym pospolite bezguście. Sadzę, że prof. Limon mimo naszych próśb i apeli, dał się zwieść fałszywej nierealnej wizji światowego centrum szekspirowskiego, nie licząc się z otoczeniem tego miejsca. Czym różni się projekt pana Kozikowskiego od obecnie proponowanego? - Projekt pana Kozikowskiego jest wierną rekonstrukcją historyczną z oczywistym uwzględnieniem wymogów nowoczesności, jak szklane zadaszenie dziedzińca, zaplecze, sanitariaty itp., ale tak się robi i robiło wszędzie - od Wawelu poczynając. Projekt prof. Rizziego nie ma nic wspólnego z historią tego budynku ani z zabytkowym otoczeniem. Jest nowoczesną bryłą, która może i byłaby ozdobą nowoczesnej części Gdańska, ale ulokowana w tym miejscu w poważnym stopniu unicestwi światowej wartości gdański zespół staromiejski, niwecząc jego piękną panoramę od południa i definitywnie przekreślając plany zakończenia odbudowy tego zespołu. Słowa prof. Limona, że będzie to teatr elżbietański w nowym opakowaniu, są tylko czczą sofistyką. Gdański Oddział Towarzystwa Opieki nad Zabytkami wraz z innymi organizacjami społecznymi wysłały do ministra kultury i dziedzictwa narodowego odwołanie od decyzji pomorskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków. Jest więc nadzieja na powstrzymanie realizacji tej decyzji? - Od kilkunastu lat obserwuje się w Polsce narastający chaos w zakresie ochrony i odtwarzania narodowego dziedzictwa, co potwierdziła konferencja w Działdowie. Ale o czym tu w ogóle mówić, skoro w samej Warszawie, a więc pod okiem ministerstwa, dzieją się takie skandale jak unicestwienie zachowanych zabytkowych elementów "zrekonstruowanej" pierzei placu Teatralnego czy niedawny skandal z piwnicami Pałacu Saskiego. Odnosi się wrażenie, że nikt i nad niczym nie panuje, stąd modna się stała polityka realizacji faktów dokonanych. W tym jednak konkretnym wypadku można mieć nadzieję, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego stanie na wysokości zadania. Zarówno Stowarzyszenie Nasz Gdańsk, jak i Gdański Oddział TOnZ grupują zwyczajnych obywateli, których głos jednoznacznie został wsparty przez środowisko profesjonalnych konserwatorów. Podobna jest opinia większości mieszkańców Gdańska, i nie tylko Gdańska. Dość sprawdzić wypowiedzi internautów. Zlekceważenie i odrzucenie odwołania byłoby wielkim skandalem, i to światowej miary. Wierzę, że pan minister stanie na wysokości zadania i podejmie właściwą decyzję. Jak wiele historycznych obiektów częściowo lub całkowicie zostałoby zasłoniętych przez tę betonową budowlę? - Zostanie całkowicie zasłonięty niezwykle malowniczy widok na Główne Miasto od południa, gdzie można było do końca odbudować w znacznym stopniu zachowane mury obronne i stworzyć pod nimi rodzaj gdańskich plant, jak to pierwotnie przewidywano. W projekcie architektoniczno-budowlanym Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego w podpunkcie pn.: "Sposób dostosowania obiektu do krajobrazu i otaczającej zabudowy" napisano jednak, iż: "Obiekt wpisuje się i wzbogaca istniejącą panoramę miasta". Jak skomentuje Pan te słowa? - Podobną argumentację słyszałem, gdy w obręb gotyckich murów zamku w Ciechanowie usiłowano wprowadzić dwa wielkie szklano-betonowe pawilony wystawienniczo-usługowe, które by unicestwiły zamek jako zamek. Stupiętrowy wieżowiec postawiony w tym miejscu zapewne jeszcze bardziej by "wzbogacił" panoramę miasta. A gdyby go jeszcze obłożyć klinkierem, to byśmy w ogóle mieli "cudo". Profesor Jerzy Limon, szef Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego, w odpowiedzi na krytykę projektu gmachu wyrażoną przez szefów gdańskich stowarzyszeń powiedział, iż szkoda, że tak późno reagują, bo projekt jest znany już od kilku lat. Czy to prawda, że wcześniej nie protestowali? - Pan profesor po prostu mija się z prawdą, co łatwo można sprawdzić w internecie. Natychmiast po ogłoszeniu wyników tego dziwnego "konkursu" już w roku 2005 były formalne protesty nie tylko gdańskiego TOnZ-u, ale też interpelacja poselska pani poseł Gertrudy Szumskiej. W internecie można też znaleźć mało raczej przekonywującą ówczesną ripostę prof. Limona. Wtedy, po tych protestach, sprawa przycichła i wydawało się, że prof. Limon uległ naszym prośbom, aby raz jeszcze wszystko dogłębnie przemyślał i że ostatecznie Gdańsk odzyska prawdziwy teatr elżbietański. Ostatnie decyzje są dla nas wręcz szokujące i fala protestów będzie ponownie narastać. Wierzę, że przyniesie to właściwy rezultat. Ale to nie jedyny podobny projekt ostatnich lat na Pomorzu, wystarczy wspomnieć próbę rewitalizacji zamku w Ciechanowie czy zagospodarowanie Wyspy Spichrzów w Gdańsku. Skąd przyszła do nas ta moda na nieszanowanie własnego dziedzictwa narodowego? - Można tylko z goryczą zauważyć, że dziś w Polsce postępuje się idealnie wbrew światowym tendencjom. Przez dziesiątki lat Polska była wzorem, jak należy odtwarzać narodowe dziedzictwo. Teraz stanie się raczej obiektem kpin i rozpaczy. To, co zamierzano dokończyć w Gdańsku, i co z zupełnie niezrozumiałych powodów zarzucono, nieomal błyskawicznie zrobili Niemcy z Dreznem, gdzie sytuacja była nieporównywalnie gorsza, i dziś Drezno jest wpisane na listę pomników światowego dziedzictwa UNESCO. Zaś gdańskiemu zespołowi staromiejskiemu grozi degradacja na poziomie nieomal jego unicestwienia. Czy według Pana, powyższe przykłady nie dowodzą tego, że należałoby powołać do życia rady konserwatorskie z udziałem przedstawicieli organizacji społecznych, które dbałyby o to, żeby w większym stopniu niż dotychczas troszczono się o ochronę naszych zabytków? - Natychmiastowa zmiana ustawy o ochronie zabytków i kompleksowa reforma całego systemu ochrony i odtwarzania narodowego dziedzictwa są koniecznością. Konferencja w Działdowie pokazała aż nadto dobitnie, jak ogromne są różnice zdań między samymi konserwatorami i że jako zawodowa społeczność nie są oni ani merytorycznie, ani mentalnie przygotowani na obecne czasy. Historia restytucji Zamku Rzeczypospolitej zwanego Zamkiem Królewskim w Warszawie jest kapitalnym przykładem, że tylko kolegialność decyzji z udziałem czynnika społecznego gwarantuje minimalizację możliwości popełnienia błędu i zachowanie zdrowego rozsądku wobec przesadnego doktrynerstwa. Rady konserwatorskie na każdym szczeblu, i to jako organ decyzyjny, a nie doradczy, są jedynym sensownym rozwiązaniem. Dziękuję Panu za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-04-05

Autor: wa