Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ćwiąkalski zmienił zdanie

Treść

Ministerstwo Sprawiedliwości chce skontrolować pracę krakowskiego prokuratora, który w sobotę wydał policji nakaz zatrzymania prof. Janusza Filipiaka, prezesa ComArchu. Zastosowane przez prokuraturę środki były nieadekwatne do wagi stawianego przedsiębiorcy zarzutu - "pomocnictwa w antydatowaniu dokumentu". - Minister Zbigniew Ćwiąkalski zażądał od krakowskiej prokuratury dokumentów dotyczących sprawy i zatrzymania prof. Janusza Filipiaka w celu sprawdzenia prawidłowości działań podejmowanych przez prokuraturę w tej sprawie - powiedział nam sędzia Sławomir Różycki z Ministerstwa Sprawiedliwości. Choć do zatrzymania doszło w sobotę ok. godz. 15.00, Filipiak nie został, zgodnie z procedurami, przesłuchany niezwłocznie przez prowadzącego postępowanie, ale spędził w prokuraturze aż 12 godzin. Podobnie zaskakujący jest fakt, iż do przesłuchania przedsiębiorcy - profesora krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej - doszło... o trzeciej w nocy. Kierownictwo krakowskiej prokuratury okręgowej niechętnie udziela informacji na ten temat. - Ale pan nie jest dziennikarzem! Bo ja dziennikarzy rozpoznaję po głosie - tak na pytania "Naszego Dziennika" zareagowała prokurator Bogusława Marciniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Po dłuższej chwili rzecznik prokuratury zgodziła się jednak na rozmowę, przekonując, że tak spektakularne zatrzymanie prof. Filipiaka było uzasadnione. - Z uwagi na to, że zarzuty ma kilka osób, są to zarzuty działania wspólnie i w porozumieniu, przyjęta była przez prokuratora, który prowadzi sprawę, taktyka, by te osoby były razem, tak by uniknąć uzgadniania czy możliwości uzgadniania czynności, jakie takie osoby składają. Trzeba było mieć te osoby razem na jeden termin. I taka była decyzja prokuratora - tłumaczy Marciniak. Paweł Drumlak, który obciążył Filipiaka, gra w MKS Cracovia od sezonu 2004/2005. Już w ubiegłym roku pojawiły się, rozpowszechniane przez samego piłkarza, informacje o rzekomych nieprawidłowościach dotyczących jego kontraktu. A więc osoby, które ewentualnie mogły brać udział w przestępstwie, miały co najmniej kilkanaście miesięcy na uzgodnienia zeznań. - Nie jestem od komentowania. Przedstawiłam racje, które spowodowały taką, a nie inną decyzję prokuratora. Była to taktyka obrana w tym postępowaniu przez prokuratora, który jest niezależny i który wykonywał swoje czynności - przekonuje Bogusława Marciniak. Nieprzypadkowy przypadek? Firma ComArch to spółka giełdowa, a co za tym idzie - inwestorzy i drobni akcjonariusze już odczuli efekt działania prokuratury, i to dość boleśnie. Wczoraj rano akcje spółki wystartowały z 8-procentowym spadkiem giełdowego kursu. Co ciekawe, działania prokuratury w sprawie prof. Filipiaka zostały przeprowadzone zaledwie kilka dni po podpisaniu przez ComArch kontraktu opiewającego na 2,7 mln zł brutto na dostawę i wdrożenie zintegrowanego systemu informatycznego dla Urzędu Marszałkowskiego Województwa Wielkopolskiego. Przypadek? Zastanawiające, jeżeli weźmie się pod uwagę, że instytucje skarbowe rozpoczęły działania, które zakończyły się zniszczeniem innej firmy - JTT Computer - tuż po tym, jak to przedsiębiorstwo wystartowało w 1998 r. w przetargu ogłoszonym przez MEN i zostało wybrane na podwykonawcę projektu wyposażenia polskich szkół w komputery. Zamówienie warte było 23 mln złotych. Resort sprawiedliwości zapewnia, że jest gotów przeprosić prof. Janusza Filipiaka, prezesa firmy ComArch, jeżeli kontrola wykaże, iż sposób i metody zatrzymania nie miały uzasadnienia. Tyle "szczęścia" co prof. Filipiak, którego sprawie przyjrzy się minister Ćwiąkalski, nie mieli właściciele poznańskiego Bestcomu, zniszczonego w wyniku postępowania wrocławskich śledczych. Tutaj Ministerstwo Sprawiedliwości nie widzi powodów do kontroli, choć interwencje w tej sprawie składają posłowie, rzecznik praw obywatelskich, członkowie Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz minister Julia Pitera. - To skandaliczna sprawa, pokazująca, jak w polskim wymiarze sprawiedliwości traktuje się przedsiębiorców. Sprawa, która powinna już dawno być zbadana, zamknięta, a właściciele Bestcomu powinni usłyszeć słowo "przepraszam" - uważa poseł Maks Kraczkowski (PiS), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki. - Bulwersujący przypadek. Podjęłam interwencję w tej sprawie, zwróciłam się pisemnie z żądaniem wyjaśnień do Ministerstwa Sprawiedliwości. Otrzymałam już odpowiedź, przesłałam do właścicieli Bestcomu z prośbą o ustosunkowanie się i po otrzymaniu od nich informacji będę podejmowała działania w tej sprawie - mówi minister Julia Pitera (PO), pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-04-15

Autor: wa