Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Chlebowski rozdziela stołki

Treść

Szef klubu Platformy Obywatelskiej Zbigniew Chlebowski przedstawił wczoraj swoją wizję: premier Donald Tusk - na prezydenta, wtedy Grzegorz Schetyna - na premiera, a Bronisław Komorowski - na szefa Platformy Obywatelskiej. A za wszystkie sznurki - chciałoby się dodać - pociąga Chlebowski. Przewodniczący klubu PO co jakiś czas nominuje kolegów na najwyższe stanowiska w państwie i partii, przypominając w ten sposób, że on sam ma duże ambicje, tak jak jego koledzy, którzy dzisiaj zajmują bardziej eksponowane stanowiska, by odgrywać większą rolę, jeśli nie w rządzie, to przynajmniej w partii.

Od przyszłego roku politycy Platformy Obywatelskiej wystartować mają po najwyższe stanowiska w kraju i partii rządzącej. Już jednak wypowiedzi działaczy PO z ostatnich miesięcy świadczą o tym, że niektórzy z nich nie wytrzymują w blokach startowych, kopiąc po kryjomu rywali. - W Platformie Obywatelskiej przyszły rok będzie szalenie ważny. Tak naprawdę już od stycznia rozpoczynamy nasze wewnętrzne wybory. To rok wyborczy, to kongres, który na przełomie kwietnia i maja wybierze nowe władze partii - ogłosił wczoraj Zbigniew Chlebowski na antenie Polsat News. Jednocześnie szef klubu PO już te najwyższe funkcje rozdzielił. - Najpoważniejszym kandydatem na prezydenta, przynajmniej dla mnie, jest premier Donald Tusk, Grzegorz Schetyna jest naturalnym kandydatem na premiera po odejściu Donalda Tuska - mówił Chlebowski. Ogłosił również, że poważnie rozważana jest propozycja, aby premier nie łączył funkcji szefa rządu i szefa partii. - W tym wariancie wydaje się naturalne, że Bronisław Komorowski jest najpoważniejszym kandydatem na szefa partii - dodał szef klubu PO. Gdzie tutaj miejsce dla Zbigniewa Chlebowskiego? Pełne kurtuazji pod adresem partyjnych kolegów słowa przewodniczącego klubu Platformy to raczej próba złożenia pocałunków śmierci. Próba pokazania, że jego koledzy zajmujący obecnie bardziej eksponowane stanowiska tylko czekają, aż Donald Tusk "pójdzie w prezydenty", by skoczyć na władzę w Platformie i rządzie. Nie jest tajemnicą, że między Chlebowskim a marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim iskrzy. Z Grzegorza Schetyny natomiast Chlebowski już raz, na początku roku, robił premiera. Skończyło się to wielkim zgrzytem. - Wiadomości o mojej śmierci są mocno przesadzone - tymi słowami reagował na słowa Chlebowskiego wicepremier Schetyna. Przekonywał wtedy, że nie chce i nie planuje być premierem, wysuwając nawet koncepcję, że na czas kampanii prezydenckiej Donald Tusk mógłby pozostać na stanowisku, lecz być premierem urlopowanym.
Chlebowski zdaje sobie sprawę, że jego partyjni konkurenci wydają się dzisiaj silniejsi. Być może chociaż na pocieszenie szefa klubu, jeśli Donald Tusk odejdzie z rządu i partii, uda się wyrzucić z Rady Ministrów nielubianego przez nikogo Jana Vincent-Rostowskiego i przydzielić tekę ministra finansów właśnie Chlebowskiemu. Ale nie można zapominać również o ambicjach innych. Chociażby o Radosławie Sikorskim, który dzięki przeforsowaniu zmian ustawowych tworzy z resortu spraw zagranicznych małą radę ministrów. Docenienia za ciężką pracę dla partii oczekują zapewne również inni posłowie PO - Janusz Palikot i Stefan Niesiołowski. Ich zasługi dla Platformy Obywatelskiej są nieocenione. Robią bowiem wiele, i to skutecznie, by media dyskutowały o wszystkim, tylko nie o tym, co wyprawia rząd Donalda Tuska.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-09-26

Autor: wa